Znak czasu: wizyty Donalda Trumpa w Polsce obawia się nie tylko Moskwa, ale i Bruksela.
W „New York Timesie” ukazał się artykuł pod wiele mówiącym tytułem: „Niepokój w Brukseli w związku z wizytą Donalda Trumpa w Polsce”. Trzeba przyznać, że już sam fakt postawienia w ten sposób sprawy jest prawdziwym znakiem czasu: kiedyś bowiem naturalny wydawałby się raczej tytuł: „Niepokój w Moskwie w związku z wizytą prezydenta USA w Polsce”. Redakcja NYT trafnie oddała klimat, jaki panuje w relacjach między Polską i Brukselą, ale też między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Autor rzeczonego tekstu w NYT pisze: „kraje zachodnioeuropejskie niepokoją się, że ta wizyta wzmocni Warszawę w jej oporze wobec Brukseli”. Otóż autor nie mówi wszystkiego: za tymi kolokwializmami – „niepokój” i „opór” – kryje się tak naprawdę ogromna gra interesów. I coraz częściej widać, że są to interesy, z którymi nam nie po drodze z unijnymi partnerami, którym z kolei bardzo po drodze… z „obłożoną sankcjami” Rosją.
Bruksela nie ma oporów w nakładaniu kary na Google za praktyki monopolistyczne w dziedzinie wyszukiwarek internetowych, jednocześnie wykazując zainteresowanie współpracą z Gazpromem, który z pozycji monopolisty na rynku strategicznego surowca czyni narzędzie uprawiania polityki. Wiele mówiąca była również reakcja Niemiec na nowe sankcje, jakie niedawno na rosyjski przemysł energetyczny nałożyły USA. Wicekanclerz Niemiec i kanclerz Austrii publicznie zaatakowali Stany Zjednoczone, mówiąc, że sankcje te zagrażają… polityce energetycznej UE (sankcje m.in. torpedują trochę niesławny projekt Nord Stream II).
W takim klimacie trudno się dziwić, że Polska kolejny raz patrzy z nadzieją za ocean. Nawet jeśli nadzieje pokładane w Ameryce wydają się często mocno przesadzone (zbieżność interesów będzie tylko do momentu, gdy będzie to w interesie USA, w przeciwnym wypadku nie należy mieć złudzeń), a i polityka międzynarodowa Stanów nie zawsze może budzić nasz entuzjazm (m.in. niejednoznaczna postawa w konfliktach na Bliskim Wschodzie), to tzw. realpolitik na dzień dzisiejszy wymaga od Polski zaufania sygnałom, jakie Waszyngton wysyła w naszą stronę.