- Proszę pana, pan się pcha! - te słowa było słychać podczas inauguracyjnego rejsu promem z Tyńca do Piekar. Każdy chciał popłynąć - od 27 lat nie było to możliwe.
Wcześniej było prościej. "Prom tu pracuje dość regularnie, co piętnaście minut" - tak śpiewał Marek Grechuta w piosence do słów Tadeusza Nowaka. Przeprawa w tym miejscu istniała od kilkuset lat. To się wszystko skończyło w 1990 roku. Prom na Wiśle pomiędzy Tyńcem a Piekarami przestał kursować. Jeśli ktoś chciał sobie zobaczyć tynieckie opactwo ponad taflą wiślanej wody, musiał jechać kawał drogi naokoło. Od 25 czerwca może sobie teraz przepłynąć szkutą "Wanda", która wozić będzie turystów i miejscowych z jednego brzegu Wisły na drugi, przy czym do końca września przeprawa jest za darmo - dla oszczędnych krakusów to najważniejsza informacja!
Oczywiście, pierwsze awantury pod hasłem: "Pan tu nie stał!" były już od pierwszych minut kursowania "Wandy". Na jeden rejs "załapuje się" 12 osób, z rowerami lub bez, bo rowerzyści są tu mile widziani. Marszałek województwa małopolskiego Jacek Krupa na otwarcie nowej przeprawy przyjechał na rowerze, przeciął wstęgę i na rowerze odjechał.
Prom tyniecki został sfinansowany dzięki budżetowi obywatelskiemu i głosom mieszkańców Tyńca i gminy Liszki.
Szkuta "Wanda", która pełni funkcję promu, jest zbudowana według tradycyjnych zasad szkutnictwa - z dębowego drewna, łączonego drewnianymi kołkami, uszczelniona konopnymi włóknami zamoczonymi w smole.
Inauguracji nowej przeprawy towarzyszyły inne tradycyjną metodą budowane statki, wożąc chętnych "w tę i w tę", jak śpiewał Grechuta, przez Wisłę. Pływali nimi także tynieccy benedyktyni, m.in. o. Leon Knabit.