W Księgarni "Święty Jacek" w Tychach gościł dominikanin, ojciec Tomasz Nowak, który jest przeorem klasztoru w Łodzi. To dom macierzysty o. Adama Szustaka.
Na samym początku spotkania dominikanin przytoczył pytanie, zadane mu przez jednego z młodych ludzi: - Jak to jest żyć w cieniu Szustaka? Odpowiedział, że ojciec Adam jest duży, więc - na szczęście - i jemu udaje się zmieścić w jego cieniu. Sukces tej relacji polega na tym, że... ojca Adama ciągle nie ma w domu.
Ojciec Tomasz - już na serio - stara się być dobrym przełożonym i wydobywać ze swoich współbraci liczne talenty. A gdy miewają jakieś wątpliwości, to on podejmuje decyzję i... wysyła ich na studia.
To o tym pisze w swojej książce „Droga wodza. Jak orzeł w kurniku”. Tam jak refren przewija się słowo ROZWÓJ w różnych konfiguracjach. Ale co zrobić, żeby w rozwoju nie skupić się na samodoskonaleniu pod okiem licznych trenerów i coachów oraz koncentracji tylko na sobie? - Trzeba wiedzieć, dla kogo się to robi. Nie dla mnie. Dla Niego - mówił ojciec Tomasz.
Historia życia tego dominikanina wygląda dość barwnie. W podstawówce usłyszał od nauczycielki, że jest "głąbem". To trochę podcięło mu skrzydła. Potem był członkiem kilku subkultur, na jego głowie nawet pojawił się irokez. Gdy odkrył, że jego kumple zamiast żyć wygłaszanymi publicznie ideałami, tylko ćpają i chleją, rzucił to.
I na rekolekcjach spotkał dominikanów, o których myślał, że są sektą. Zafascynowało go jednak, że szukali prawdy i potraktowali go poważnie, gdy zadawał im trudne pytania.
Ojciec Tomasz jest wielkim fanem muzyki, a szczególnie jazzu. To przez pryzmat dźwięków poznaje świat i Boga. Nie ukończył żadnej szkoły muzycznej. Jest samoukiem. Od lat gra na gitarze i bębnach - i tak służy m.in. podczas Weekendów Pełnych Łaski, które odbywają się kilka razy w roku na Górze Świętej Anny.
Gdy się przedstawia, mówi: Nazywam się Tomasz Nowak, jestem kaznodzieją. Bo to jest jego tożsamość. Odkrywał ją długo, ale teraz może w pełni powiedzieć, że jest na swoim miejscu. Nie jak orzeł w kurniku.