Teresa May musi prosić o poparcie dla swojego rządu partię, która wydaje się nieprawdopodobna w Europie Zachodniej.
Brytyjscy Konserwatyści zdają się nieświadomie wpływać na historię swojego kraju. Kiedy zdecydowali się na referendum w sprawie Brexitu, nie spodziewali się, że Brytyjczycy zechcą wyjść z Unii Europejskiej. Kiedy zdecydowali się na przyśpieszone wybory parlamentarne, nie spodziewali się, że stracą większość w brytyjskim parlamencie. I że będą musieli starać się o poparcie partii takiego typu, który wydawał się już zaniknąć w Zachodniej Europie.
Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP) jest partią bardzo mocno prawicową. Jest ona przeciwna tzw. małżeństwom homoseksualnym i skutecznie sprzeciwiając się ich legalizacji w Irlandii Północnej. DUP jest też partią „pro life” i popiera prawo, które chroni dzieci nienarodzone bardziej niż polska ustawa z 1993 r., nie mówiąc już o regulacjach w pozostałych częściach Wielkiej Brytanii.
DUP jest jednocześnie partią eurosceptyczną. W referendum ws. Brexitu jako jedyna północnoirlandzka partia opowiadała się za opuszczeniem Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. A w samej Irlandii Północnej wygrali zwolennicy pozostania w UE. W odróżnieniu jednak od Theresy May, DUP popiera „łagodny Brexit” i jest przeciwna m.in. przywróceniu kontroli na granicy z Irlandią.
Północnoirlandzkim katolikom DUP nie kojarzy się dobrze. Partia ta zawsze była związana z radykalnymi unionistami, sprzeciwiającymi się porozumieniom z Irlandczykami. Teraz partia ta będzie miała wpływ na centralny rząd w Londynie. Jednak temperatura konfliktu w Irlandii Północnej w XXI w. bardzo opadła. Unioniści mogą paradoksalnie wpłynąć na nowy rząd, aby więcej inwestował w ich prowincji i uwzględnił interesy jej mieszkańców w negocjacjach w sprawie Brexitu.