Prawdopodobnie jako pierwsi ruszyli mężczyźni związani z kościółkiem akademickim w Rybniku. Na pokonanie dystansu ponad 50 km mają pół soboty, a później jeszcze całą noc z soboty na niedzielę.
Idą na niedzielną Pielgrzymkę Mężczyzn i Młodzieńców do Matki Bożej Piekarskiej. To pielgrzymka wyjątkowa w skali świata - corocznie gromadzi na wzgórzu w Piekarach Śląskich kilkadziesiąt tysięcy mężczyzn. Większość wyruszy do Piekar dopiero w nocy lub o poranku, pieszo lub na rowerach.
Pielgrzymi z Rybnika wyruszyli jednak piechotą już w sobotę. Siedmiu wystartowało po 14.00 spod kościółka akademickiego w Parku „Na Górce” w Rybniku. Dwóch kolejnych miało do nich dołączyć 1,5 godziny później, już na trasie. Jest wśród nich dwóch górników, historyk, projektant wind, student turystyki historycznej, kierowca samochodu ciężarowego, laborant sekcyjny, logistyk i doktor w dziedzinie techniki cieplnej - adiunkt Politechniki Śląskiej.
Jaki plan? - Przeżyć! - odpowiadają mężczyźni. Większe odpoczynki mają być tylko trzy: około 20.00 lub 21.00 pod kościołem św. Cyryla i Metodego w Knurowie, o północy lub ok. 1.00 w nocy pod kościołem św. Antoniego z Zabrzu, i wreszcie ostatni o 3.00, 4.00 lub 5.00 pod kościołem Podwyższenia Krzyża św. w Bytomiu. - Budzić księży nie będziemy - uspokaja Marek Rojczyk, który ustalił tę trasę.
Mszę św. przed wyjściem odprawił dla idących z Rybnika do Piekar „harpaganów” ks. Krzysztof Nowrot, rybnicki duszpasterz akademicki. Też ciągnęło go, żeby do nich dołączyć, ale nie pozwalają mu obowiązki. Przygotował im na tę morderczą trasę "strawę duchową": rozważania nad fragmentami Pisma Świętego. Mężczyźni zamierzają w drodze na ten temat porozmawiać. Będą też na trasie się modlić.
Niektórzy z ich ekipy w październiku zeszłego roku przeszli już podobnie morderczą trasę z Rybnika na Górę Świętej Anny. - Ks. Krzysztof Nowrot żegnając nas mówił, że na tej drodze obnażymy się do kości i poznamy się do cna. I dokładnie tak się stało! - mówi Marek Rojczyk. - A sił pod Anabergiem wystarczyło i na kawały - dodają mężczyźni.
- Aż się boję zapytać, jakie – wtrąca żegnający ich ks. Krzysztof Nowrot.
Pielgrzymi zarzucają na ramiona plecaki. Sporo miejsca zajmuje w nich woda, bo w nocy nie będzie dało się jej uzupełniać. - Jo by tak jeszcze chcioł chirurga i komplet nowych nóg - mówi jeden z mężczyzn. Ściskają żegnające ich żony i dzieci, a potem pokonują pierwsze kilkadziesiąt metrów. - Chopy, ale jo już mom dość - rzuca któryś z nich.
Panowie, szczyść Boże na drodze!