Nowoczesny ewangelizator, genialny organizator i wizjoner. Tak o św. Maksymilianie Kolbe mówi redaktor Tomasz Terlikowski.
To miał być przypadek, że zajął się właśnie świętym Maksymilianem Marią Kolbe. Ale przypadków nie ma. Najpierw zlecono mu przygotowanie wykładu dla kleryków dotyczącego tego polskiego męczennika. Tak zafascynowała go ta postać, że w konsekwencji powstała biografia, która liczy prawie 700 stron.
W Księgarni Święty Jacek w Tychach gościł Tomasz Terlikowski. Popularny dziennikarz i publicysta dwa lata temu napisał książkę o bł. Edmundzie Bojanowskim. Potem przyszedł czas na zmierzenie się z życiem i duchowością męczennika z Auschwitz.
Bo tak to zwykle jest, że o świętym Maksymilianie wiemy tyle, że oddał życie za drugiego człowieka i uczynił to z miłości. I nic poza tym.
- Okazuje się, że miał zostać... tkaczem. Rodzice wychowywali go tak, by podjął pracę taką jak oni, czyli w fabryce - mówił na spotkaniu autorskim Tomasz Terlikowski. Nie chcieli dać złamanego grosza, by młodego Rajmunda (imię Maksymiliana z chrztu) wykształcić. Bo też nie mieli pieniędzy, żeby trzej synowie otrzymali pełną edukację. Wymyślili, że najstarszy, Franciszek, zostanie księdzem i wysłali go do seminarium. Na szczęście Opatrzność Boża interweniowała i do seminarium poszedł też młodszy brat, który do końca w powołaniu wytrwał. Franciszek nie został księdzem, Maksymilian został... świętym!
Jest kilka zadr na jego wizerunku. Wielu zarzuca mu antysemityzm. A on chciał tylko nawrócenia każdego napotkanego Żyda. - Pragnął dla nich życia wiecznego i nic więcej - mówił Terlikowski. I nigdy nie ochrzcił nikogo wbrew jego woli.
To postać nietuzinkowa, która już na początku XX wieku ewangelizowała w nowatorski sposób wykorzystując do tego (wtedy)... nowe media! - Maksymilian zaczął wydawać "Rycerza Niepokalanej" nie mając na to pieniędzy. Na szczęście wszystkie jego dzieła od początku wspierał (po śmierci, z zaświatów) ojciec Wenanty Katarzyniec. Ten przyjaciel Rajmunda, franciszkanin, zmarł młodo, ale do teraz potrafi zorganizować fundusze na dzieła Boże. - Mnie załatwił auto dla całej naszej rodziny - chwalił się red. Terlikowski.
Katolicki publicysta przez wiele lat tropił wszystkie wątki życia i działalności ojca Maksymiliana Kolbego. Zafascynowany dokonaniami zakonnika zbierał zapiski, dokumenty kościelne, fotografie, nagrania i relacje świadków. Dzięki temu dotarł do wielu nieznanych faktów z życia świętego, które zaskakują i w zupełnie nowym świetle przedstawiają jego fenomen.
Efekt? Zadziwiająca publikacja, która - co prawda - ma prawie 700 stron, ale za to czyta się ją jak dobrą powieść kryminalną. I przede wszystkim nie ma tam ani grama lukru. Bo święty to też człowiek!