Pierwsza spowiedź i Pierwsza Komunia św. to ważne wydarzenia, które wiążą się nierzadko z wielkimi emocjami. Tym bardziej kiedy z garniturku już dawno się wyrosło.
- Wszedłem do konfesjonału i mówię: "Niech będzie pochwalony". Słyszę od księdza: "I co dalej?". Odpowiadam: "Niech będzie pochwalony". Powtórzyło się to kilka razy. W końcu mówię: "Proszę Księdza, ja jestem u spowiedzi pierwszy raz w życiu" - wspomina wydarzenie sprzed kilku tygodni 60-letni Józef, mieszkaniec Domu Miłosierdzia Bożego w Koszalinie.
Do koszalińskiej placówki mężczyzna trafił przed rokiem. Jak przyznaje, był wtedy w stanie życiowego zawieszenia. - Zostałem nagle sam, zawalił mi się świat, nie miałem nawet z kim pogadać. Zostawiłem wszystko i wyjechałem. Jeździłem kilka dni po Polsce bez celu. Zatrzymałem się w Koszalinie, ponieważ miałem 3 godziny do pociągu do Kołobrzegu. Poszedłem do centrum. Szukałem miejsca, gdzie mógłbym się chociaż ogolić. Trafiłem do Domu Miłosierdzia - opowiada Józef, który tamtego dnia ogolił się, wziął prysznic i... został na dłużej.
Dlaczego człowiek, który odnosił sukcesy w biznesie, prowadził restauracje, zajazdy, obracał się w kręgu znanych ludzi, nagle gubi sens w życiu?
- Ojciec był ateistą. W czasie wojny stracił całą rodzinę i winę przerzucił na Boga. Mama może i wierzyła, bo nawet miała różaniec. Ja, choć ochrzczony, u dziadków, wychowany jednak zostałem bez Boga - stwierdza mieszkaniec Domu Miłosierdzia.
- W sumie dobrze nam się powodziło. Miałem praktycznie wszystko, co młody człowiek mógł sobie na tamte czasy wyobrazić, jeśli chodzi o wyżywienie, ubranie, dobre wychowanie, wczasy, kolonie, nie mówiąc o literaturze i w ogóle wykształceniu. Rodzice dbali, żebym był wykształcony i obyty. Już jako małe dziecko chodziłem z nimi do kawiarni czy restauracji po to, żeby na przykład nauczyć się jeść raki i umieć się potem zachować w towarzystwie. Natomiast nigdy nie byłem kościele.
Mężczyzna, patrząc z perspektywy czasu, zauważa: - Moi rodzice w sumie nigdy nie zabraniali mi chodzić do kościoła. Zostawili decyzję młodemu człowiekowi, który miał kilka czy kilkanaście lat, na zasadzie: "Chcesz, to chodź, nie chcesz, nie chodź". Realnie rzecz biorąc, takie kilkuletnie dziecko, jeśli ma do wyboru granie w piłkę czy kościół, wiadomo, co wybierze.
Józef wybrał więc życie bez Boga. Takie wydawało mu się łatwiejsze, ale też innego właściwie nie znał. W pewnym momencie wydarzyło się coś, o czym na razie nie chce opowiadać szczegółowo. Powtarza tylko: - Zostałem nagle sam, zawalił mi się świat. Po czym dodaje: - Zrozumiałem, że problemy typu: czy zamienić beemkę na audi czy odwrotnie, to nie wszystko.
W Domu Miłosierdzia Bożego Józef odkrywa Pana Boga i Kościół - świat dla niego zupełnie nowy. Spotyka ludzi, którzy dzielą się z nim swoją wiarą, zaczyna czytać Pismo Święte. W końcu, po kilku miesiącach, przychodzi czas na prawdziwe spotkanie z Bogiem.
Jako restaurator Józef przygotował w życiu wiele przyjęć pierwszokomunijnych. Patrzył na nie z boku i jak przyznaje, niektórych sytuacji nie potrafi zrozumieć. Swojej I Komunii sam nie byłby w stanie tak zaplanować, jak zaplanował mu ją Pan Bóg.
Pod koniec marca tego roku z Domu Miłosierdzia nadarzyła się okazja wyjazdu do Częstochowy. To właśnie tam Józef po raz pierwszy usłyszał skierowane w jego stronę wezwanie: "Ciało Chrystusa", na które mógł odpowiedzieć: "Amen".
- Wszedłem do konfesjonału i mówię: "Niech będzie pochwalony". Słyszę od księdza: "I co dalej?". Odpowiadam: "Niech będzie pochwalony". Powtórzyło się to kilka razy. W końcu mówię: "Proszę Księdza, ja jestem u spowiedzi pierwszy raz w życiu". Z emocji wszystko zapomniałem. Zaczęliśmy rozmawiać. Muszę powiedzieć, że ten kapłan, którego nazwisko do dziś pamiętam, bardzo mi pomógł. Naprowadził mnie. Tamta spowiedź była tak naprawdę rozmową, która trwała ponad godzinę - opowiada Józef.
- Po mojej spowiedzi ksiądz wyszedł z konfesjonału, przeprosił wszystkich, którzy stali w kolejce i zaprowadził mnie do Kaplicy Cudownego Obrazu. Przyniósł mi krzesło i posadził w pierwszym rzędzie, chociaż właściwie nie było tam zupełnie miejsca. Dla mnie to było wielkie przeżycie, że komuś, kto do tej pory właściwie nie chodził do kościoła, ksiądz przynosi krzesło i sadza przed samym obrazem Matki Boskiej.
- Prawdziwe emocje pojawiły się jednak dopiero wtedy, kiedy usłyszałem fanfary na odsłonięcie obrazu. Do dzisiaj je słyszę. Rozpoczęła się Msza św. i w końcu przyjąłem pierwszą Komunię św.
Co czuje człowiek, który przystępuje do I Komunii św. w wieku 60 lat, po długiej drodze życia bez Boga?
- Coś zupełnie nowego. Nogi mi się może nie trzęsły, ale czułem się lekko osłabiony. Z drugiej strony chciało mi się śmiać. Byłem sportowcem, więc użyję porównania ze świata sportu. Kiedy piłkarz pod koniec meczu strzeli bramkę, to jest bardzo zmęczony, ale jednocześnie szczęśliwy. Coś takiego czułem wtedy, kiedy przystąpiłem po raz pierwszy do Komunii świętej. W końcu doszedłem do tego momentu - cieszy się Józef. Przyznaje, że jest dopiero na początku drogi.
Mężczyzna wie, że wciąż musi szukać i dużo się modlić. Dopiero niedawno, dzięki pewnej siostrze, która jako wolontariuszka przychodzi do Domu Miłosierdzia, nauczył się odmawiać Różaniec. Jako dziecko bowiem, nauczył się... jeść raki.