Konkretne dane przeczą twierdzeniom, że Polacy nie chcą pomagać poszkodowanym w wyniku konfliktu zbrojnego w Syrii. W ramach akcji „Rodzina Rodzinie” opiekujemy się ok. 20 tys. potrzebujących, którzy przebywają w Syrii i Libanie.
Ze strony środowisk liberalno-lewicowych wciąż pojawiają się oskarżenia, że Polacy nie pomagają uchodźcom z Syrii. Za tym twierdzeniem padają tezy, że nie zdajemy egzaminu z chrześcijaństwa, bo nie jesteśmy miłosierni, a w ogóle to nie słuchamy papieża Franciszka, który wzywa do pomocy ofiarom wojny na Bliskim Wschodzie.
Tymczasem fakty mówią co innego. Pomagamy i to bardzo, ale nie w taki sposób, jak tego by chcieli nasi krytycy. Caritas Polska od października ubiegłego roku prowadzi akcję „Rodzina Rodzinie”, która polega na tym, że polskie rodziny, parafie czy inne podmioty wspomagają finansowo konkretne rodziny poszkodowane w wyniku wojny. Jedną rodziną może opiekować się kilku darczyńców. Pieniądze są przeznaczane na żywność, opiekę zdrowotną, edukację, schronienie i artykuły nieżywnościowe. Pomoc udzielana jest więc na miejscu, dzięki czemu ofiary wojny nie muszą emigrować, lecz po ustabilizowaniu sytuacji nadal żyć w swojej ojczyźnie. Wielu specjalistów znających sytuację na terenach objętych wojną zwraca uwagę, że to najlepsza metoda. Warto podkreślić, że od rozpoczęcia akcji w pomoc zaangażowało się 15 857 podmiotów (dane na dzień 26 kwietnia), które obejmują opieką 3580 rodzin. Zważywszy, że rodziny w tamtym rejonie liczą kilkoro osób, można szacować, że pomagamy ok. 20 tys. potrzebującym, a być może nawet więcej.
Środowiska liberalno-lewicowe uważają, że należy przyjmować uchodźców w Polsce. Tyle że wiąże się to z kilkoma problemami. Po pierwsze, wśród uchodźców zdecydowana większość to imigranci ekonomiczni, którzy pilnej pomocy nie potrzebują. Potwierdza to fakt, że nie chcą przybywać do naszego kraju, gdyż pomoc państwa dla nich jest u nas na niskim poziomie, a właściwie nie ma dla nich żadnej oferty. Po drugie, są to w większości osoby obce nam kulturowo, które - jak pokazały doświadczenia innych krajów - nie integrują się z miejscowymi społecznościami. Ważkim argumentem jest też fakt, że wśród nich są terroryści. Dlatego metoda przyjęta przez Polaków - pomocy na miejscu - jest najlepsza. Z jednym wyjątkiem. Uważam, że powinniśmy stworzyć korytarze humanitarne, dzięki którym przybywaliby do Polski uchodźcy, których życie jest realnie zagrożone. Chodzi o niewielką grupę do 100 osób na rok. Niestety, mimo inicjatywy naszego episkopatu rząd odmawia zgody na realizację tego projektu.
Na koniec warto naszym krytykom, używającym przeciwko nam papieża Franciszka, przytoczyć jego słowa. W czasie modlitwy „Regina Caeli” w kwietniu w Watykanie powiedział: „Pozdrawiam polskich pielgrzymów i wyrażam wielkie uznanie dla inicjatywy Caritas Polska na rzecz wielu rodzin z Syrii”.