Dwa zespoły stoczniowe i cztery zaproszone do współpracy firmy zewnętrzne opracują rozwiązania mające usunąć skutki wypadku z 27 kwietnia.
- W związku z tym wydarzeniem chciałem poinformować, że sytuacja obecnie jest opanowana. Przez całą noc pracowały służby, badaliśmy dno, pracował też robot podwodny, który monitorował sytuację. Na podstawie badań, które wciąż jeszcze trwają, zostanie opracowana technologia przywrócenia stanu początkowego. Dzisiaj jest jeszcze zbyt wcześnie, by rozmawiać na temat przyczyn zaistniałej sytuacji - mówi Sławomir Latos, prezes stoczni Nauta.
Jak wyjaśnia Anna Bulman, rzecznik prasowy stoczni, w zakładzie pracuje komisja badająca przyczyny wypadku, sztab kryzysowy oraz firmy zewnętrzne, które mają opracować optymalne rozwiązanie dla operacji podniesienia z wody statku oraz doku. - Skutki materialne wydarzenia są wciąż szacowane - twierdzi rzecznik. Jak wyjaśnia, są one bezpośrednio związane z kosztami działań, jakie zostaną wdrożone podczas akcji podnoszenia statku. - Dzisiaj na ten temat nie można jeszcze nic powiedzieć - mówi A. Bulman.
- Pragnę podziękować wszystkim służbom biorącym udział w akcji, których pomoc jest nieoceniona - mówi Sławomir Latos, prezes stoczni Nauta ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość - Nie znamy jeszcze technologii, która zostanie wykorzystana przy podniesieniu doku. Kiedy będzie znana, wówczas dopiero będzie można oszacować i przyczyny wypadku, i poniesione koszta. Stocznia jest ubezpieczona - zaznacza prezes Latos. - Są specjalne firmy, które specjalizują się w takich wypadkach. Na nasze zlecenie przyjechały grupy z Holandii i Niemiec. Jest wśród nich także firma, która prowadziła podniesienie statku Costa Concordia.
Jak stwierdza S. Latos, na statku wykonywano typowe prace remontowe, które w niczym nie odbiegały od innych przeprowadzanych w stoczni Nauta. Zaznacza także, że statek znajdował się w odpowiednim doku. Wiek doku nie miał w tym przypadku żadnego znaczenia, bo miał on "wszelkie dokumenty dopuszczające go do pracy".
- W momencie wypadku w rejonie zdarzenia przebywało 99 osób. Wszystkie zdążyły się ewakuować. W tym przypadku zadziałały wszystkie procedury. W związku z tym, że praca w stoczni wiąże się z ryzykiem, co jakiś czas przeprowadzane są odpowiednie ćwiczenia. Służby bezpieczeństwa dbają także o to, by każdy przestrzegał zasad BHP. To miało ogromny wpływ na przebieg zdarzenia - podkreśla Anna Bulman.
- To, co się stało, pociąga wprawdzie za sobą stratę finansową, ale najważniejsze, że nikomu nic się nie stało - stwierdza Sławomir Latos.
Czytaj także: