Po co mamy wolne 1 maja? A kto go tam wie. Od upadku komunizmu nie usłyszałem nigdy jakiegoś logicznego uzasadnienia dla tego faktu.
Jeśli ktoś próbuje wyjaśniać przyczynę, dla której 1 maja jest dzień wolny, mówi zazwyczaj jedynie to, że za komuny tak było. Wychodzi na to, że mamy wolne z przyzwyczajenia. Bo „zawsze tak było”. Tyle tylko, że to „zawsze” oznacza kilkadziesiąt lat komunistycznego reżimu – i z tym to „święto” już będzie się zawsze kojarzyło. Darujmy sobie gadanie o strajku w Chicago w 1886 roku i o ówczesnych postulatach ośmiogodzinnego dnia pracy. Nie dlatego się u nas świętowało, że w Ameryce się sto lat wcześniej strajkowało, tylko dlatego, że sowieccy włodarze z ich czerwonymi marionetkami w Polsce zrobili z tego dnia lokomotywę swojej propagandy. Ciągnące w całym radzieckim bloku pochody miały pokazać światu, że – patrzcie wstrętni kapitaliści – lud kocha ten ustrój, stoi za nim, a nawet chodzi. No i raduje się, wznosząc okrzyki, machając flagami, transparentami, balonikami, kwiatami, i wiwatując przed trybunami, na których stoją ich umiłowani przywódcy. Więc drżyjcie imperialiści, mieszający się w wewnętrzne sprawy Związku Radzieckiego na całym świecie, bo my was czapkami przykryjemy.
W istocie rzeczy była to czysta fasadowość na podobieństwo tego, co do dziś w skrajnej formie uchowało się w Korei Północnej. Nie chodziło przecież w tej całej maskaradzie o żadną sprawiedliwość społeczną, tylko o utrwalenie na wieki nieludzkiego systemu, który miał „ogarnąć ludzki ród”.
Te przymusowe masówki, na które pod groźbą szykan zganiano pracowników, uczniów i studentów, niektórzy zachowali w pamięci jako coś miłego. Do dziś słyszę czasem: „Ale fajnie było na tych pochodach”. No jasne, że fajnie – bo w kościach nie strzykało, zęby były wszystkie, a i słońce świeciło lepiej niż dzisiaj. Cieplej było w każdym razie. Zresztą, oczywiście, mogło się komuś naprawdę podobać, na przykład partyjnym notablom rozpartym na trybunach i ich pociotkom, czerpiących profity z bliskości koryta.
Jeśli postkomuniści i inne niedobitki tamtego systemu chcą sobie chodzić w pochodach, to niech sobie chodzą, ale czemu państwo daje im na to dzień wolny? Niech sobie wezmą urlop, skoro tacy z nich ideowcy.
Ja wiem, że piszę rzeczy niepopularne, bo milej jest mieć wolne niż nie mieć, nawet jeśli to wolne jest bezsensowną pozostałością po przeklętym systemie. No i możliwy jest dzięki temu długi weekend majowy. Ale skoro naród wolnych dni nie chce oddać (co rozumiem), to może dobrze byłoby wolne zrobić w jakiś inny dzień. Jeśli ma być w maju, to na przykład niechby był Dzień Matki. Dużo sensowniej i bez ideowych kontrowersji. Co, nie dałoby się?
Czytaj także: