Od 6 lat żyjemy bez prądu i bieżącej wody. Nie ma pracy, szkół, jedzenia. Jest jednak nadzieja, która pozwala nam trwać mimo zniszczeń i śmierci jakie są wokół nas - mówiła w Lublinie s. Anna, która przyjechała z Aleppo.
Wojna nie przyszła nagle. Wkradała się do Aleppo po woli zajmując kolejne dzielnice miasta. Na początku, mimo wielkiego lęku, jaki ogarnął mieszkańców, nie było najgorzej. Można było opuścić swój dom i udać gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. Część ludzi tak zrobiła. Większość jednak została, bo nie miała dokąd pójść i nie chciała na pastwę losu zostawić całego swego dobytku. Potem przyszło oblężenie i uciec się już nie dało, a z dobytku ludzi nie zostało niemal nic - opowiada s. Anna ze zgromadzenia sióstr Jezusa i Maryi w Damaszku, która w Aleppo pracuje od 2003 roku.
Kiedy zaczęła się wojna siostry w Aleppo dostały możliwość wyboru. Mogły opuścić miasto lub zostać. - Strach był wielki, ale nie mogłyśmy zostawić ludzi, którzy potrzebowali naszej pomocy i wsparcia. Postanowiłyśmy zostać i robić wszystko co w naszej mocy by pomagać w tej sytuacji - mówi zakonnica.
Bombardowania stawały się coraz częstsze. Miasto zamieniało się w gruzy i stawało cmentarzem. Na każdym kroku ginęli ludzie. Nie ma rodziny, która nie straciłaby kogoś. - Gdy zamykam oczy widzę twarze ludzi, którzy zginęli, a których znałam. Nieustannie towarzyszymy rodzinom w żałobie. To może wydawać się mało ważne, ale dla ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego jest to bardzo cenna pomoc - mówi s. Anna.
Im wojna posuwała się dalej, tym codzienne życie stawało się trudniejsze. Miasto zostało pozbawione elektryczności i bieżącej wody. W Aleppo zamknięto 2 tys. różnych zakładów pracy pozbawiając ludzi możliwości zarobkowania. Oprócz bombardowań, min i strzelaniny, ludzie znoszą głód i choroby, jakie pojawiają się w tak trudnych warunkach.
- Na terenie naszej parafii mamy 3 studnie. Każdego dnia ustawiają się do nich kolejki ludzi z plastikowymi butelkami, by nabrać wody do picia, ugotowania jedzenia, umycia się, uprania rzeczy. Ci, którzy jakimś sposobem mają pieniądze, a jest ich niewielu korzystają z kilku alternatywnych źródeł energii, ale generalnie, gdy zapada zmrok Aleppo spowija ciemność - opowiada zakonnica.
To, że jakoś ludziom udaje się przeżyć w tych warunkach zawdzięczają wielu darczyńcom także z Polski, za pomoc i modlitwę dziękowała w Lublinie siostra Anna.