Bohaterem sobotniego konkursu drużynowego Pucharu Świata w skokach narciarskich był Kamil Stoch. W Planicy wynikiem 251,5 m poprawił rekord obiektu i Polski. "Nie wyobrażałem sobie, że wyląduję tak daleko" - przyznał.
Polacy zajęli trzecie miejsce i praktycznie zapewnili sobie pierwszy triumf w klasyfikacji Pucharu Narodów. Wyprzedzić mogą ich już tylko Niemcy, ale i szanse są czysto matematyczne.
"To znaczy dla nas bardzo wiele, bo zwycięstwo w tej klasyfikacji to sukces wszystkich. Wielu ludzi, a nie tylko jednego zawodnika" - podkreślił Stoch.
W sobotę, w ostatnim konkursie drużynowym w sezonie, trener Stefan Horngacher postawił na złotą ekipę z mistrzostw świata. Obok Stocha, w składzie znaleźli się Dawid Kubacki, Piotr Żyła i Maciej Kot.
Formą zaimponował przede wszystkim Stoch, który w finale skakał po fenomenalnej próbie Stefana Krafta. Austriakowi zmierzono 251 m i wydawało się, że na Letalnicy dalej wylądować się już nie da.
"To było moje wielkie marzenie, żeby wylądować poza 250. metrem, natomiast nie sądziłem, że to się stanie podczas tego weekendu, a zwłaszcza tutaj w Planicy: - przyznał Stoch, podwójny mistrz olimpijski z Soczi.
Na pytanie, czy dotknął jakąś częścią ciała zeskoku, odparł: "A kto powiedział, że szorowałem? Jakie to ma znaczenie? Wylądowałem, ustałem, rekord jest".
Wiceliderowi klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zależało na tym, żeby przede wszystkim podziękować osobom, które były w tym sezonie współautorem sukcesów.
"To niesamowity rok dla całej naszej ekipy i dlatego chciałem podziękować z całego serca nie tylko zawodnikom, ale też trenerom, naszym rodzinom, kibicom, wszystkim pracownikom PZN i Adamowi Małyszowi. Każdy kto miał nawet minimalny wkład w nasze sukcesy zasługuje na podziękowania" - podkreślił.
Jednocześnie zauważył, że sezon się jeszcze nie skończył. Pozostał ostatni konkurs - indywidualny w niedzielę.
"Przed nami jeszcze jeden dzień latania, czerpania z radości z tego, co robimy. Trzeba trzymać się na nogach i być skoncentrowanym" - zaznaczył.
Przed piątkowym konkursem wydawało się, że Stoch może walczyć o drugą w karierze Kryształową Kulę. Był w nim jednak piąty i do lidera pucharowej klasyfikacji Krafta traci obecnie 86 pkt. Po tych zawodach przyznał, że już nie wierzy w końcowy triumf.
"Może dlatego presja jest teraz zdecydowanie mniejsza i udało się trochę w sobotę polatać. To był jednak trudny konkurs, ponieważ walczyliśmy z drużyną Austrii do samego końca. Słyszałem, że Kraft skoczył bardzo daleko i wiedziałem, że w tym wszystkim muszę odnaleźć siebie i swój system koncentracji. Zrobić to, co potrafię" - opowiadał o swoich emocjach.
Ale jak tylko wybił się z progu wiedział, że jest w stanie wyciągnąć z tego skoku bardzo dużo.
"Nie wiedziałem tylko, jak będzie na dole. W lotach narciarskich bardzo duże znaczenie ma to, jakie są warunki zwłaszcza w dolnej części zeskoku. Nie było żadnego strachu, chciałem jeszcze, jeszcze i jeszcze dalej" - podsumował.
W niedzielę w finale sezonu wystąpi pięciu biało-czerwonych: Stoch, Kot, Żyła, Kubacki i Jan Ziobro.