Czy osoba zapraszana na uczelnię z wykładem może posiadać jakiekolwiek własne poglądy?
Rebecca Kiessling stała się na polskich uczelniach osobą niepożądaną. Kobieta, prawnik, osoba upominająca się o prawa poczętego dziecka, wywołała niemałą burzę. Jest to tym bardziej ciekawe, iż mec. Kiessling pierwszy raz gości w naszym kraju. Okazało się jednak, że prezentowane przez nią opinię, uwagi oraz refleksje dotyczącej prawnej ochrony życia, o ironio nie powinny być prezentowane na czołowych polskich uniwersytetach, w kraju, który na arenie międzynarodowej wielokrotnie był krytykowany za rzekome zbyt restrykcyjne „prawo aborcyjne”. Sprawa stała się bardzo ważna. Nawet minister nauki szanując, jak zaznacza, autonomię uniwersytetów, w swoim wystąpieniu upomniał się o wpisaną w tradycję akademicką wolność wypowiedzi. Ale zostawmy to. Dzisiaj bowiem pojawiło się kluczowe pytanie: kto może na uczelni zabierać głos? Więcej, jakie jest kryterium uznania, że coś naukowe jest, a z kolei co innego już nie?
Nauka w las
Oczywiście możemy iść na łatwiznę (choć to z gruntu nienaukowe) uznając, że prawdziwy naukowiec musi: zmierzyć, zważyć oraz doświadczyć. Są to oczywiście kluczowe „metody". Co jednak zrobić z filozofią, jak mają zachować się prawnicy oraz szeroko rozumiani humaniści? W ich dyscyplinach często dominuje refleksja, która niekoniecznie natychmiast łączy się z konkretną analizą liczbową. Pewnych zjawisk nie da się przecież zmierzyć. Czy to zatem nie jest nauka?
Z popularnym ostatnio gościem z Ameryki jest oczywiście problem. Pani ta nie ma tytułu doktora. Dla wielu nie ma tutaj zatem mowy o nauce. Kobieta ta jest jednak praktykiem oraz społecznikiem. Liczne amerykańskie uczelnie przyjmowały ją z wykładami gościnnymi. Koła naukowe na polskich uczelniach nieustannie przecież zapraszają praktyków. Gdyby tak nie było, sędzia Jerzy Stępień – były prezes Trybunału Konstytucyjnego – będący magistrem prawa, nie mógłby nie tylko pracować jako prorektor jednej z warszawskich uczelni, ale nawet występować na niej gościnnie.
Głębia sprzeczności
Czytając listy protestacyjne związane z wykładami mec. Kiessling dostrzec można bez problemu prawdziwe motywacje protestujących. Doskonale pokazuje to w zasadzie tragikomiczna petycja do rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Do księdza profesora Antoniego Dębińskiego skierowano te oto słowa:
" My, niżej podpisane (...) Protestujemy przeciwko organizowaniu przez tę znaną, lubelską uczelnię [mowa o KUL- przyp. BK] spotkania z Rebeccą Kiessling – działaczką anty-choice. (...) Jako mieszkanki i mieszkańcy Lublina, studentki, studenci, absolwentki i absolwenci lubelskich uczelni wyrażamy głęboką troskę o standard promowanych przez Katolicki Uniwersytet Lubelski treści, pragnąc, aby pozostały one zgodne z rzetelną i powszechnie uznaną wiedzą naukową. Jednocześnie uważamy, że spotkanie z Rebeccą Kiessling nie posiada wymienionych wyżej przymiotów, nie stanowi treści o charakterze naukowym, które mogłyby być poddawane dyskusji akademickiej. Ponadto postulaty głoszone przez prelegentkę są niezgodne z aktualnym programem nauczania bioetyki, a także stoją w sprzeczności z niezbywalnym prawem kobiet do świadomego decydowania o swoim macierzyństwie."
Czytając ten protest i apel w zasadzie trudno powstrzymać się od uśmiechu. Wykład, na którym o prawa człowieka upomina się kobieta poczęta w wyniku gwałtu, to rzekomo działanie obrażające misję KULu. Okazuje się, że wykładana na nim katolicka nauka społeczna, personalizm w ujęciu Karola Wojtyły oraz bioetyka opierająca się na szacunku dla życia człowieka od chwili poczęcia, to w istocie nieistniejące w przestrzeni tejże uczelni zjawiska. Protestujący widzą bowiem w niej obrońcę ideologii pro choice (sic!).
Nauka sprzeczności
To oczywiście tylko przykład. Jaskrawo pokazuje on jednak kuriozalny charakter pseudonaukowych protestów. Pomysł, by do księdza, a zarazem rektora katolickiej uczelni napisać skargę na wykład, wskazujący na obiektywne zło aborcji, trudno umieścić w jakichkolwiek kryteriach logiki. Podobnie trudne jest zrozumienie, jak to możliwe, że w Polsce, w której prawo chroni dziecko poczęte, w którym zasadę tę potwierdzają krajowe, najważniejsze sądy, nagle władze największych uczelni decydują się, by odwołać zaplanowany wykład. Problem obecnie polega na tym, że owe odwołania dotyczą wyłącznie jednej strony debaty. Krytyka aborcji, homoseksualizmu, in vitro i antykoncepcji jest obecnie w wielu miejscach niemożliwa. Bez względu na argumenty: liczbowe, prawne bądź psychospołeczne, część uczelni nie przyjmie prelegentów, którzy mogą wzbudzać tzw. kontrowersje. To właśnie owe, nawet potencjalne, nieokreślone kontrowersje są głównym czynnikiem zamykającym drzwi wielu auli.
Cóż, pokrzywdzona jest w tej sytuacji przede wszystkim nauka. Poznanie opiera się bowiem na odwadze, a rozwój na debacie. W ostatnich dniach ucierpieli jednak także studenci. To bowiem oni na uczelniach organizowali spotkania z Rebeccą Kiessling. To oni poza zajęciami i zaliczeniami znaleźli nie tylko czas, ale także pasję, by zrobić coś nowego, innego, nieszablonowego.
Uniwersytet opiera się na działaniach naukowych. Oby po wyjeździe pani Kiessling wyciągnięto z tych zdarzeń mądrą naukę.
--
Autor jest doktorem nauk społecznych w zakresie socjologii prawa, koordynuje prace Centrum Bioetyki Instytutu Ordo Iuris oraz prowadzi blog na stronie gosc.pl.