Yvonne Hsieh z Australii wróciła na tydzień do Zdzieszowic, do rodziny, u której gościła podczas Dni w Diecezjach.
Anna Kwaśnicka: Dlaczego zdecydowałaś się przyjechać do Polski na Światowe Dni Młodzieży?
Yvonne Hsieh: To były moje pierwsze Światowe Dni Młodzieży. Odkąd pamiętam, chciałam uczestniczyć w takim spotkaniu. Miałam nadzieję pojechać już do Madrytu, ale byłam wtedy za młoda. Do Rio de Janeiro też nie pojechałam, bo nie byłam w pełni przygotowana. Ale kiedy na zakończenie Światowych Dni Młodzieży w Brazylii zostało ogłoszone, że kolejne spotkanie odbędzie się w Krakowie w Polsce, poczułam, że chcę tam być. Nie do końca wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, ale czułam, że to właśnie do Krakowa powinnam pojechać.
Przez trzy lata przygotowywałam się duchowo i nie tylko. Modliłam się, pracowałam, by zarobić na wyjazd, poznawałam, czym są Światowe Dni Młodzieży, a także uczyłam się trochę o Polsce. Miałam przekonanie, że Kraków to dla mnie najlepsze miejsce, by doświadczyć Światowych Dni Młodzieży, ponieważ kocham św. Jana Pawła II, a to jest jego miasto. Chciałam poznać Polskę, czyli kraj, z którego papież pochodził.
Jak wspominasz czas spędzony w gościnie w Zdzieszowicach, gdzie wasza grupa przeżywała Dni w Diecezjach?
Dni w Diecezjach były dla mnie wspanialsze niż centralne wydarzenia w Krakowie. Przyjeżdżając do Polski na Światowe Dni Młodzieży, najpierw przez tydzień zwiedzaliśmy. Byliśmy w różnych miejscach, m.in. w Warszawie czy Wadowicach. Kiedy przyjechaliśmy do Zdzieszowic, byłam mocno zmęczona i już nic mi się nie chciało. Ale ku mojemu zaskoczeniu, kiedy wysiedliśmy z autobusu na placu przy kościele, czekało na nas bardzo dużo ludzi. Wszyscy witali nas, cieszyli się, że przyjechaliśmy do nich.
Tak naprawdę każdy dzień spędzony w Zdzieszowicach był inny. Mogłam poznać polską kulturę, polską kuchnię, życie polskiej rodziny. Bardzo zżyłam się z panią Haliną, u której mieszkałam, i z jej synem Mateuszem, czyli bratem Radzimira. To był piękny czas. Gdyby nie Dni w Diecezjach, to Światowe Dni Młodzieży nie byłyby dla mnie tak wyjątkowe.
Jak przeżyłaś Dzień Wspólnoty na Górze św. Anny i w Opolu?
Wokół mnie było wielu ludzi z różnych krajów. Dzięki temu doświadczyłam Kościoła, który jest znacznie większy i bardziej zróżnicowany niż to sobie wyobrażałam. Zrozumiałam, że pochodzimy z różnych krajów i kultur, ale wierzymy w tego samego Boga i możemy razem się modlić. Eucharystia na Górze św. Anny była naprawdę wspaniała. Byłam też zachwycona muzyką. To prawda, że nie potrafiliśmy zrozumieć polskich słów, ale czuliśmy się włączeni w ten śpiew. Dzień Wspólnoty przez to, że był międzynarodowy, pokazał nam, jak będzie wyglądał kolejny tydzień w Krakowie.
„Spotkanie jest najważniejsze” to hasło opolskich Dni w Diecezjach. Czy będąc tutaj, uczyłaś się spotykania z ludźmi? Czy spotkanie Maryi ze św. Elżbietą stało się dla ciebie inspiracją?
W spotkaniu św. Elżbiety z Maryją była mnóstwo radości. I mogę powiedzieć, że w naszych spotkaniach podczas Światowych Dni Młodzieży także była radość. Będąc tutaj, poznawałam nie tylko nowe osoby z Polski, parafian i wolontariuszy ze Zdzieszowic, ale też poznawałam tych, z którymi przyjechałam w grupie z Brisbane, bo nie wszystkich wcześniej znałam. Światowe Dni Młodzieży przede wszystkim są spotkaniem. Młodzi ludzie przyjeżdżają z różnych stron świata, by się poznać, zawiązać przyjaźnie. Myślę, że każdy, kto przyjeżdża na Światowe Dni Młodzieży, czegoś szuka. Jedni szukają radości, inni zabawy, Boga, nowych przyjaźni. Ja czuję, że dzięki spotkaniom z ludźmi, zbliżyłam się do Boga. Myślę, że właśnie taki jest sens hasła: „Spotkanie jest najważniejsze”.
Co najmocniej zapamiętałaś z wydarzeń centralnych w Krakowie? Co zapadło ci w serce? Z jakimi doświadczeniami wróciłaś do domu?
Widziałam papieża, a to było moje marzenie. Światowe Dni Młodzieży były niesamowitym i wspaniałym wydarzeniem. Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć, co tak naprawdę z tego spotkania we mnie pozostanie. Czułam, że Pan Bóg się mną opiekuje. Otaczało mnie tak wielu ludzi, a ja czułam się blisko Boga. Podobało mi się to, że tam wszędzie był chaos, a jednocześnie mimo tej ogromnej radości i zamieszczania można było pobyć w ciszy. Zapamiętałam też kilka takich bardzo osobistych chwil. M.in. na jednej z katechez spotkałam siostrę zakonną, której nie widziałam od czterech lat. A na innej mocno dotknęły mnie usłyszane słowa o miłosierdziu.
Czy przygotowujesz się na Światowe Dni Młodzieży w Panamie?
Gdy w Krakowie ogłoszono informację, że następne spotkanie będzie w Panamie, nie czułam tak mocno tego, że mam tam być, jak to było w przypadku usłyszenia informacji o Światowych Dniach Młodzieży w Polsce. Nie wiem, czy pojadę, ale jeśli tak, to już nie w taki sam sposób. To znaczy, jeśli pojadę, to na same wydarzenia centralne. Chcę uniknąć porównywania, jak było w polskiej rodzinie, a jak będzie w panamskiej. Dni w Diecezjach w Polsce były dla mnie bardzo wyjątkowym wydarzeniem. A w mojej grupie, tu w Polsce, bardzo wiele osób porównywało to, co się działo w Zdzieszowicach, z tym, co działo się w Tygodniu Misyjnym w Hiszpanii czy Brazylii. Nie podobało mi się takie porównywanie.
Dlaczego wróciłaś do Zdzieszowic?
Podczas Światowych Dni Młodzieży nawiązałam tu wiele przyjaźni, które chcę podtrzymywać. Spędziłam tu naprawdę fantastyczny czas i chciałam wrócić. Przyjeżdżając ponownie do Europy, najpierw byłam kilka dni z Radzimirem Burzyńskim w Barcelonie oraz w Rzymie, m.in. na audiencji generalnej u papieża. A w Zdzieszowicach spędzam czas z tymi, których poznałam w lipcu, z którymi czuję się związana. Chcę pogłębiać te znajomości. Światowe Dni Młodzieży w Polsce nauczyły mnie tego, czym chcę kierować się w swoim życiu. Na pewno nadal będę czerpać z tego doświadczenia.
Yvonne Hsieh, która ma chińskie korzenie, pochodzi z USA, a od kilku lat mieszka w Australii. Na Światowe Dni Młodzieży do Polski przyjechała wspólnie z grupą młodych z archidiecezji Brisbane w Queensland w Australii, którzy Dni w Diecezjach przeżywali w diecezji opolskiej, w gościnie u parafian ze Zdzieszowic.