Jeśli język nigdy nie może dzielić, strach wyrażać jakiekolwiek poglądy.
Wojciech Wencel, poeta i publicysta, a także – co trzeba z dumą podkreślić – felietonista „Gościa Niedzielnego”, otrzymał wczoraj nagrodę Prezydenta RP „Zasłużony dla Polszczyzny”. Nagroda należała się Wojtkowi jak mało komu, bo jego wiersze pisane są polszczyzną przepiękną. Czerpanie z literackiej tradycji, dbałość o rytm i sugestywność poetyckiego obrazu – to znaki rozpoznawcze tej twórczości. Okazuje się jednak, że to wszystko za mało, jeśli ma się poglądy, które nie podobają się salonowi.
Oto członkowie kapituły nagrody: Jerzy Bralczyk, Katarzyna Kłosińska i Andrzej Markowski – opublikowali na stronie Rady Języka Polskiego votum separatum, które poparli także laureaci z lat ubiegłych: Jerzy Bartmiński, Jan Miodek, Walery Pisarek i Jadwiga Puzynina. Sygnatariusze twierdzą, że mieli „okazję poznać kandydaturę p. Wojciecha Wencla dopiero na posiedzeniu kapituły, a zapoznać się z tekstami jego utworów dopiero po tym, jak to posiedzenie się zakończyło”. Wielki smutek mnie ogarnia, kiedy czytam takie słowa. Oznacza to bowiem ni mniej, ni więcej, tylko to, że wybitni językoznawcy, profesorowie polonistyki, nie śledzą w ogóle polskiej literatury współczesnej. W przeciwnym razie wstydziliby się przyznać, że nie znają wierszy jednego z najciekawszych obecnie polskich poetów, którego doceniał sam Czesław Miłosz i który jest laureatem prestiżowej Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Nie mogliby też nie wiedzieć, że jeden z jego tomów był nominowany w ubiegłym stuleciu do Nagrody Literackiej Nike (zanim jeszcze salon zorientował się, jak „niebezpiecznym elementem” jest Wencel). A gdyby przejrzeli od czasu do czasu licealne podręczniki, zorientowaliby się, że i tam od dobrych kilkunastu lat znaleźć można utwory poety z gdańskiej Matarni.
Jednak jeszcze bardziej kuriozalne niż niewiedza profesorów okazuje się uzasadnienie owego votum separatum. Otóż jego sygnatariusze piszą tak: „Nie udało nam się znaleźć wypowiedzi kandydata, które dotyczyłyby języka, które popularyzowałyby wiedzę o polszczyźnie, które wskazywałyby na rolę języka w życiu społeczeństwa”. Można się tylko uśmiechnąć, bo oznacza to, że bardzo słabo szukali (wystarczyłby Google, ale są jeszcze biblioteki). Refleksje dotyczące języka i jego roli w życiu społeczeństwa to przecież jeden z najważniejszych wątków twórczości Wojciecha Wencla. Nie bez powodu mottem tytułowego utworu z jego najnowszego tomu „Epigonia” są słowa Jarosława Marka Rymkiewicza: „nie ma idiomu poetyckiego czasu minionego i czasu teraźniejszego, bo jest jedno wielkie morze języka poetyckiego poza czasem”. W jego poezji, odwołującej się do Kochanowskiego, Mickiewicza, Słowackiego, Norwida czy Lechonia, widać ciągłe próby dokopania się do rdzenia polszczyzny, stanowiącej odbicie ducha narodu. Polszczyzna i polskość splatają się tu w jedno, ponieważ bohaterowie narodu sami stają się „językiem”: „oni tu wszyscy – jak zapomniana rota przysięgi/ pogruchotana składnia polskości Biblia wyklętych/ w Ezechielową dolinę kości strącona mowa/ hełmy jak słowa sprzączki jak słowa czaszki jak słowa”.
Tego szacowni profesorowie nie znaleźli. Co natomiast odkryli w tekstach Wencla? „Znaleźliśmy za to bardzo zaangażowane politycznie teksty publicystyczne, które zaprzeczają idei etyki słowa: użyty w nich język zamiast łączyć, dzieli, jest nacechowany pogardą wobec osób myślących inaczej niż autor”. Zapewne sygnatariuszom votum nie podoba się to, że Wencel dopuszcza możliwość zamachu w Smoleńsku i że otwarcie krytykował poprzednią ekipę rządzącą. Gdyby krytykował obecną i występował na manifestacjach KOD-u, z pewnością byłoby to łączenie, a nie dzielenie.
Oczywiście, język powinien nas łączyć, jednak naiwnością byłoby wysnuwać z tego wniosek, że nigdy nie może dzielić. Gdyby było inaczej, strach byłoby wyrażać jakiekolwiek poglądy. Język to nie jest neutralna papka, wehikuł, od którego da się odciąć osobę – jej emocje i wizję świata. One zawsze znajdą odzwierciedlenie w języku, który bywa jak miecz obosieczny. Jeśli tylko nie obrażamy naszych przeciwników, nie zastępujemy argumentów wyzwiskami – a nie zauważyłem, by Wojciech Wencel gdziekolwiek to czynił – posługiwanie się tym mieczem jest walką czystą i szlachetną.
Sygnatariusze votum separatum chyba jednak nie zauważyli, że mówiąc o „wykluczaniu”, sami wykluczają – ze względu na poglądy – człowieka o niezaprzeczalnych zasługach dla polszczyzny. Argument o „dzieleniu” jest w tym wypadku bardzo wygodnym wytrychem zamykającym usta poglądom przeciwnym do naszych. Aha, „separatum” to takie brzydkie, dzielące słowo.