O przesłaniu, jakie zostawiła Helena Kmieć, z ks. Kamilem Leszczyńskim SDS rozmawia Agata Ślusarczyk.
Agata Ślusarczyk: Brał Ksiądz udział w uroczystościach pogrzebowych Heleny Kmieć. Jakie przesłanie zostawiła ta młoda wolontariuszka misyjna?
Ks. Kamil Leszczyński SDS: Nie mam wątpliwości, że przesłanie, jakie płynie z jej życia, to: "Trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty”. Helena pokazała, jak wiele można zrobić. I jak wiele marnujemy czasu, nie robiąc nic. Dla wielu osób jest wyrzutem sumienia. Jest także nim dla nas, duchownych. Po pogrzebie jeden z zaprzyjaźnionych księży - Adrian Żądło SDS - przysłał esemesa: "Dzisiaj prosta, biała trumna kryjąca tajemnicę świętego życia Helenki stała się dla każdego salwatorianina wyrzutem sumienia, jak wiele jeszcze mamy do zrobienia, żeby wypełnić słowa naszego założyciela: » Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa, nie wolno spocząć ci«. Niech powrót do naszych starych obowiązków z nowym zapałem będzie tak, jak życie Helenki - realizacją charyzmatu o. Jordana. Jesteśmy jej to winni!!!". Trzeba ją prosić, żeby ten zapał ewangeliczny nie minął.
Co było dla Księdza najbardziej poruszającym momentem podczas uroczystości pogrzebowych?
Podczas Mszy św. żałobnej ks. Piotr Filas, prowincjał salwatorianów, mówił o krzyżu misyjnym, który dostają wolontariusze jadący na misje. Jeden z nich położył na trumnie Heleny. Nasz założyciel o. Jordan mówił, że krzyż jest naszym drogowskazem do nieba. Helena była świadoma, że ten krzyż łączy w sobie oddanie, służbę i ofiarę. Nie można kochać i pomagać innym bez ofiary z siebie.
Znał Ksiądz Helenę od wielu lat. Przez rok w Trzebini przygotowywał ją Ksiądz do misji w Boliwii. Jak ją Ksiądz zapamiętał?
Spotkałem Helenę w 2012 r., podczas ogólnopolskiego zjazdu Wolontariatu Misyjnego "Salvator". Podczas Mszy św. młoda dziewczyna weszła na ambonkę i zaczęła śpiewać psalm. Pierwszy raz modliłem się, żeby miał wiele zwrotek i nigdy się nie skończył. Helena tak pięknie śpiewała... Miała ku temu wielkie predyspozycje - skończyła szkołę operową, śpiewała trzy oktawy wyżej niż przeciętny człowiek. Dlatego, organizując ewangelizację na dworcu PKP we Wrocławiu, poprosiłem ją, by zaśpiewała. Nikt inny nie potrafiłby wydobyć głosu tak, by zapełnić nim dworcową halę. Jako człowiek była bardzo roześmianą osobą, wnosiła wiele radości i takiej swobody, że każdy dobrze się przy niej czuł. Była niesamowicie uzdolniona - znała wiele języków i studiowała po angielsku. Przy tym skromna i pracowita. Po pracy potrafiła przyjechać do biura wolontariatu misyjnego i pomagać w organizacji spotkań albo pomodlić się w naszej kaplicy - brała gitarę i śpiewała. To była jej modlitwa. Tak ją zapamiętałem - jako osobę niezwykle dynamiczną, radosną i głęboko wierzącą.
Informacja o jej śmierci była z pewnością dużym szokiem.
Zaufałem Bogu, że chce z tej tragedii wyprowadzić jeszcze większe dobro. Teraz dostrzegam, jak wiele dobra już się wydarzyło. To zabójstwo - wbrew temu, co wieszczyły media - nie odstraszyło młodych od misji, a wręcz przeciwnie. Przykład Heleny porywa, dla wielu młodych jest drogowskazem i zachętą do pełniejszego życia.