O bł. Karolinie Kózkównie, miłości, czystości i sile, opowiada Aleksandra Hejda - odtwórczyni głównej roli w filmie "Zerwany Kłos".
Agata Combik: Wrocławska prapremiera odbywa się w okolicach „Walentynek”, w czasie gdy wiele osób pochyla się nad tematem miłości, relacji między ludźmi. Czy pokolenie „walentynkowe” może odnaleźć coś dla siebie w postaci Karoliny Kózkówny?
Aleksandra Hejda: Na pewno. Film rozpoczyna się słowami Jana Pawła II „Miłości bez krzyża nie znajdziecie, krzyża bez miłości nie uniesiecie”. Uważam, że ten właśnie cytat wspaniale opisuje jej życie i śmierć, jaką poniosła. Karolina ma wiele do powiedzenia na temat miłości. Ta prawdziwa musi oprzeć się pięknie, czystości, szacunku dla godności człowieka. Od tego trzeba zacząć budowę jakiegokolwiek związku między ludźmi. Nie bez powodu jest patronką Ruchu Czystych Serc czy Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Wiele osób przeżywających czas narzeczeństwa, otwierania się na drugą osobę, znajduje w niej swoją inspirację na dalsze życie. Myślę, że przesłanie tego filmu jest wyjątkowo ważne dla młodych, ale nie tylko. Każdy może odnaleźć siebie w jej walce o wierność swym wartościom.
Jak się Pani przygotowywała do tej roli?
Propozycję zagrania Karoliny Kózkówny otrzymałam na początku III roku studiów. Razem z reżyserem zasięgnęliśmy wówczas wiedzy na jej temat z różnych publikacji, liczne artykuły także przybliżyły nam jej postać. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które posiadają wiedzę na temat Karoliny. A potem… ona sama zaczęła do nas „krzyczeć”. Zaskakiwała nas. Znienacka spoglądała na nas z witraża czy fresku w przypadkowym kościele, niespodziewanie znajdowaliśmy obrazek z modlitwą do niej. Mimo przeciwności, jakie zawsze pojawiają się przy tworzeniu filmów katolickich, czuliśmy, że mamy wytrwać. Utwierdzała nas w tym, że jej przesłanie powinno trafić do szerokiego grona odbiorców.
Tęsknimy za tym, co czyste, jasne, piękne, ale nie chcemy postaci „przesłodzonych, cukierkowatych”…
Karolina była dziewczyną o pięknym, niewinnym sercu. Miała w sobie mnóstwo delikatności, dobroci, ciepła. Była zarazem osobą o silnej, zdecydowanej osobowości, niewzruszenie wierną wartościom. Bywała wręcz zawzięta – potrafiła z uporem przeciwstawić się żołdakowi, który pragnął odebrać jej czystość. Potrafiła też zrozumieć cierpienie kobiety, która pada ofiarą gwałtu, pochylić się nad nią – nawet wbrew otoczeniu, towarzyszyć jej. Niewinność, siła i zdecydowanie, współczucie – to wszystko miała w sobie Kózkówna.
Znamy Karolinę często tylko z dramatycznej końcówki życia, a przecież i przedtem było ono godne uwagi.
To było życie proste, ale i niezwykłe. Pochodziła z rolniczej rodziny, miała liczne rodzeństwo. Pracowała w domu, w gospodarstwie, znajdując jednocześnie czas na modlitwę. Opiekowała się dziećmi, katechizowała je, uczyła modlitwy. Była prawą ręką proboszcza w swojej parafii, potrafiła czytać, była piśmienna – co nie było często spotykane w jej środowisku. Jan Paweł II podczas Mszy św. beatyfikacyjnej w Tarnowie powiedział, iż Bóg dał nam Karolinę Kózkównę i jej rodzinę, by nas wszystkich zawstydzić. A zatem nie tylko ona może być dla nas przykładem. Kształtowanie poprzez rodzinę jest podstawą wychowania.
Zespół filmowy podkreśla, że film ma wyraźny cel: ewangelizację.
Cóż, nie zawsze ewangelizacja poprzez kulturę będzie się spotykać z aprobatą współczesnego świata. Tymczasem ten film jest po prostu wyrazem tego, co my, młodzi ludzie, czujemy i co chcemy przekazać innym. Jest autentyczny. I w tym tkwi jego siła.
Zobacz także TUTAJ.