Ks. Marceli Prawica w mieszkaniu bp. Piotra Turzyńskiego udziela wywiadu mediom katolickim naszej diecezji w dniu wyjazdu do Afryki
Ks. Marceli Prawica w mieszkaniu bp. Piotra Turzyńskiego udziela wywiadu mediom katolickim naszej diecezji w dniu wyjazdu do Afryki
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość

78-letni ksiądz jedzie na misję do Zambii

Komentarzy: 1

ks. Zbigniew Niemirski ks. Zbigniew Niemirski

GOSC.PL

publikacja 21.01.2017 13:05

Ks. prał. Marceli Prawica ma 78 lat. Poleciał do Zambii w Afryce, do swej ukochanej misji, w której pracuje od 45 lat.

Wszystko wskazywało na to, że już przecież leciwy kapłan w Domu Księży Seniorów w Radomiu będzie wiódł spokojny żywot misjonarza emeryta. - Ks. Marceli to nasza legenda pracy misjonarskiej. Powinien u nas już zostać. Ale skoro chce wrócić do Afryki, nie mamy siły, by go zatrzymać - mówi bp Piotr Turzyński.

Ks. Marceli Prawica o pracy na misjach myślał od początku swego kapłaństwa. Święcenia przyjął w 1963 r. Pracował jako wikariusz w Szewnie, Skarżysku-Kamiennej i Końskich. Gotowość pracy jako misjonarz zgłaszał bp. Piotrowi Gołębiowskiemu. Ale ten widział go jako studenta teologii moralnej i swego następcę w roli wykładowcy w sandomierskim seminarium. - Prośbę o zgodę na wyjazd na misje bp Gołębiowski ocenił najpierw jako chwilowy impuls w życiu i duszpasterskim zapale młodego księdza. Ale gdy przekonał się, że to nie jakaś fanaberia, wyraził zgodę - mówi ks. Marek Jagodziński, przyjaciel misjonarza.

Ks. Prawica od 1972 r. pracuje w Chingombe w Zambii. To palcówka w środku afrykańskiego buszu. Nazwa „chingombe” znaczy „wiele krów”, a nosi ją nie tylko wioska, ale także dolina i płynąca tu rzeka. Mieszka tu lud Lala, posługujący się językiem memba. Misję w 1914 r. założyli polscy jezuici. Gdy ją opuścili, przejął ją ks. Prawica. Miał już zbudowany przez jezuitów kościół i dom parafialny. Ale było jeszcze wiele do wykończenia i zorganizowania. Chingombe w obecnym kształcie to po prostu dzieło ks. Marcelego.

Misjonarz w ostatnich latach wracał do Polski dwukrotnie. Były to misjonarskie urlopy, ale poza tym konieczne wizyty dla podreperowania coraz gorszego stanu zdrowia. Za każdym razem zatrzymywał się w radomskim seminarium. - Czuję się tutaj, jak w Afryce, czyli jak w domu. Gościnność, jedzenie, rozmowy, spotkania. Wszystko w atmosferze ogromnej życzliwości - mówi ks. Prawica.

W 2013 r. przypadała 50. rocznica święceń kapłańskich ks. Marcelego Prawicy. Na jubileusz do Chingombe wybrał się bp Henryk Tomasik. - 12 lat jestem na misjach, a nie pamiętam takiego wydarzenia, by ordynariusz odwiedził swego misjonarza - mówił wówczas ks. Mirosław Bujak, ksiądz z diecezji radomskiej, pracujący w Afryce. - Złoty jubileusz święceń kapłańskich był okazją, by odwiedzić ks. Marcelego Prawicę. Misjonarz pokazał, że można stawiać maksymalne wymagania co do pracy ewangelizacyjnej i minimalne odnośnie do własnych oczekiwań. Jubileusz przygotował ks. Grzegorz Zbroszczyk, kapłan naszej diecezji, który wówczas pracował w sąsiedniej misji. Z jego parafii w Mukonchi jechaliśmy do Chingombe ponad 6 godzin po niesamowitych wertepach. Była Msza św. i radosny obchód, który dowodził wdzięczności ludzi za to, co tam zrobił ks. Marceli - wspomina bp Tomasik.

Gdy miesiąc temu dziennikarz Telewizji Polskiej, przygotowując jeszcze nie wyemitowany materiał o misjonarzu zapytał go o marzenia, ks. Prawica powiedział: „Żeby ta noga przestała tak bardzo boleć, bo tyle jest jeszcze do zrobienia”. - Słuchałem tego wywiadu i byłem pełen zdumienia. Ks. Marceli praktycznie nie używa zaimka „ja”. On wciąż myśli i mówi o swoich afrykańskich parafianach w dalekim Chingombe - mówi ks. Jarosław Wojtkun, rektor radomskiego seminarium.

Misja w Chingombe miała w ostatnich miesiącach chwile napawające optymizmem. Oprócz ks. Marcelego pracowało w niej trzech kapłanów. Strudzony misjonarz mógł więc, zgodnie z prawem kanonicznym, napisać po osiągnięciu 75 lat życia pismo do ordynariusza o zrzeczeniu się i przejściu na emeryturę. I tak, posłuszny kościelnemu prawu, zrobił. Ale...

Tych „ale” są dwa. Miejscowy biskup nie odpowiedział zgodą na prośbę misjonarza, znając zaangażowanie kapłana. A drugie „ale” przyniosły najnowsze wydarzenia. Jednym z trzech duszpasterzy w Chingombe jest miejscowy kapłan. On w ostatnim czasie uległ wypadkowi samochodowemu. Drugi z księży to kapłan naszej diecezji, ks. Piotr Popis. - Piotruś zaraził się dengą, bardzo agresywną, nową i jeszcze nie do końca poznaną odmianą malarii. Musiał wrócić do Polski, by ratować nie tyle zdrowie, co po prostu życie. Został tylko proboszcz ks. Wojciech Łączyński. To doświadczony misjonarz. Uzyskał w Rzymie doktorat z prawa kanonicznego. Jest w Afryce od 20 lat. Jest twardym człowiekiem, ale potrzeba mu pomocy - mówi ks. Prawica.

Czy to dramatyczne położenie jego misji jest ostatecznym motywem powrotu? - Pan Jezus powiedział, że kto przyłożył rękę do pługa, nie powinien się już obracać wstecz - mówi misjonarz i dodaje: - To z pewnością wielkie słowa i trudno je wykonać. Ale ta świadomość musi nam towarzyszyć. Misjonarzem trzeba być do ostatniego tchnienia. Takie jest powołanie Kościoła.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Radio eM

redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07

WERSJA DESKTOP
Copyright © Instytut Gość Media. Wszelkie prawa zastrzeżone.