Cztery ofiary śmiertelne, 25 osób zaginionych - taki jest nadal bilans zejścia w środę lawiny na hotel w Abruzji w środkowych Włoszech. W drugiej dobie akcji ratunkowej, która nie przynosi rezultatów, trwa dyskusja o tym, że pomoc wyruszyła za późno.
Media podkreślają, że goście hotelu Rigopiano, którzy po środowym trzęsieniu ziemi chcieli jak najszybciej opuścić to miejsce, zostali pogrzebani żywcem w hotelowym holu, gdzie czekali, by wyruszyć w drogę.
Zauważa się, że lawina wywołana przez trzęsienie ziemi runęła na hotel w środę po południu, ale pomoc wyruszyła w jego kierunku dopiero po kilku godzinach. Kilka następnych godzin zajęło ratownikom dotarcie do tego miejsca na piechotę po zaśnieżonych drogach i ścieżkach.
Znajomy ocalałego mężczyzny, który wezwał pomoc, powiedział stacjom radiowym i prasie, że otrzymawszy od niego informację o zawalonym hotelu, zadzwonił do wszystkich możliwych służb. Twierdzi, że w wielu miejscach jego apele o wysłanie pomocy zostały początkowo zlekceważone. "Nie wierzono mi" - wyjaśnił.
"Helikoptery zostały na ziemi, bohaterscy ratownicy ruszyli na pomoc na nartach" - pisze dziennik "Il Messaggero". Zauważa, że ekipy nie dysponowały odpowiednim sprzętem.
Ponad 100 ratowników i strażaków prowadzących poszukiwania ludzi w miejscu zniszczonego hotelu mówi, że praca przebiega w skrajnie trudnych warunkach. "Psy wyczuwają zapachy, ale my musimy przekopać się przez 4-5 metrów" - powiedział Matteo Gasparini z górskiego pogotowia ratunkowego. Obrona Cywilna poprosiła o przysłanie dodatkowych sił.
Ratownik górski Walter Milan zauważył, że zasypani ludzie mogą przetrwać 2-3 dni, jeśli mają dostęp do powietrza. "Ale to trudne" - przyznał. Poinformował, że w piątek do poszukiwań ocalałych oraz przekopywania śniegu i rumowiska włączony zostanie sprzęt mechaniczny, lecz - jak dodał - "z wielką ostrożnością, bo tam są zakopani ludzie".
W rejonie poszukiwań utrzymuje się zagrożenie lawinowe.