To było bardzo, bardzo głupie... Gdyby powiedziała, że nie zakłada spiralek, bo nie umie, zachowałaby pracę. Ale że odmówiła ich zakładania z powodu sprzeciwu sumienia, to straciła pracę - tak ironicznie skomentował historię swojej klientki adwokat pracującej w Norwegii polskiej lekarki Katarzyny Jachimowicz.
Od paru dni informujemy o procesie w sądzie w norweskim Notodden. Polska lekarka domaga się w nim przywrócenia do pracy i wypłaty odszkodowania za bezpodstawne wypowiedzenie umowy o pracę przez gminę Sauherad. Powodem tego była motywowana sprzeciwem sumienia odmowa zakładania pacjentkom domacicznych wkładek wczesnoporonnych.
W procesie zakończyło się już postępowanie dowodowe oraz mowy końcowe adwokatów. Kolejny krokiem będzie już tylko wydanie wyroku. Jest on spodziewany za klika tygodni. Wtedy też poinformujemy o wynikach procesu.
Sprawa toczyła się na dwóch poziomach.
Poziom pierwszy to kwestia wolności sumienia. Gdyby bowiem Polka odmówiła zakładania spiralek, zasłaniając się niekompetencją, mogłaby zachować pracę - tak jak pozostali lekarze z jej przychodni, którzy też nie zakładają spiralek. Ale że uczciwie przyznała, że odmawia tego z powodów moralnych, straciła etat.
- To było bardzo, bardzo głupie - ironizował adwokat Polki Haakon Bleken.
Dodał, że takie potraktowanie dr Jachimowicz było sprzeczne z art. 9 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, gwarantującej wolność sumienia. Ponadto, narzucana przez Ministerstwo Zdrowia i zastosowana przez gminę Sauherad interpretacja przepisów sprawia, że żaden katolik poważnie traktujący zasady moralne swej religii, nie może być w Norwegii lekarzem rodzinnym. To z kolei narusza art. 14 konwencji, zakazujący dyskryminacji, m.in. z powodów religijnych.
Poziom drugi to prawnicze kruczki - przepisy, dotyczące wykonywania zawodu lekarza rodzinnego oraz możliwości wypowiedzenia mu umowy o pracę. Mówiąc dokładniej, chodzi o to, czy można zwolnić lekarza, który nie chce nauczyć się wykonywania wszystkich świadczeń, leżących w zakresie przewidzianym dla lekarzy rodzinnych. W Norwegii zakres ten jest znacznie szerszy niż w Polsce. Tamtejsi lekarze rodzinni leczą banalne przeziębienia, ale też wykonują proste zabiegi chirurgiczne, rektoskopię, udzielają porad psychiatrycznych. Adwokat polskiej lekarki stanął na stanowisku, że lekarz rodzinny nie musi wykonywać wszystkich tych czynności osobiście. Może odesłać pacjenta do specjalisty. A pracodawca nie może go za to zwolnić. Zwłaszcza, że prośby o zakładanie spiralek są sporadyczne i żadna pacjentka nie skarżyła się na dr Jachimowicz.
Adwokat gminy Sauherad Frode Lauareid oświadczył, że brak woli nauczenia się zakładania spiralek jest sprzeczny z obowiązkiem ustawicznego kształcenia lekarzy. Po drugie, ocenił, że kierowanie do specjalisty w celu założenia wkładki jest nadużyciem, które może prowadzić do niewydolności systemu ginekologicznej opieki specjalistycznej. Po trzecie, stwierdził, że gmina ma obowiązek zapewnić pacjentom dostęp do wszystkich świadczeń medycznych, przewidzianych dla lekarzy rodzinnych i że każda pacjentka ma prawo oczekiwać, że lekarz rodzinny na żądanie założy jej spiralkę. Poza tym, gmina ma też pewien zakres swobody decydowania, czy chce zatrudniać danego lekarza czy nie.
Wydaje się jednak, że gmina nie kierowała się w tym przypadku dobrem swych obywateli. Uległa raczej presji obecnego rządu (prawicowego!), naciskającego na eliminację lekarzy odwołujących się do głosu sumienia. Ma to fatalne skutki praktyczne. Jak zauważyła dr Kristin Sekse Vikane, główny lekarz gminy Sauherad, dr Jachimowicz jest znakomitym lekarzem - lepszym niż ona sama. Brak polskiej koleżanki w zespole przychodni powoduje obniżenie poziomu opieki medycznej w gminie i zwiększa obciążenie pozostałych medyków. - Rząd w Oslo nie dostrzega naszej sytuacji - żaliła się dr Sekse.