Parlament Europejski wybierze we wtorek nowego przewodniczącego. Do samego końca nie wiadomo, kto zastąpi Martina Schulza sprawującego tę funkcję przez ostatnie pięć lat. Ścierają się dwie największe frakcje w PE; wybory mogą potrwać cały dzień.
Zamiar ubiegania się o to najwyższe stanowisko w jednej z trzech najważniejszych instytucji Unii Europejskiej zgłosiło siedmiu kandydatów. Największa, bo mająca 217 europosłów Europejska Partia Ludowa wystawiła Włocha, byłego unijnego komisarza ds. przemysłu Antonio Tajaniego. Druga pod względem wielkości Grupa Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim, licząca 189 osób, również zaproponowała Włocha - Gianniego Pittellę.
Choć pozostałe frakcje mają zdecydowanie mniejsze szanse na to, by obsadzić to stanowisko, nie jest to zupełnie wykluczone. Kandydatką Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) jest głuchoniema belgijska europosłanka Helga Stevens; Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (ALDE) reprezentuje jego lider, były premier Belgii Guy Verhofstadt; Zielonych - Brytyjka Jean Lambert.
Eurosceptyczna frakcja Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej również wystawiła Włocha, Piernicolę Pediciniego; skrajnie prawicowa frakcja Europa Narodów i Wolności - Rumuna Laurentiu Rebegę, a skrajnie lewicowa Grupa Zjednoczonej Lewicy Europejskiej - Włoszkę Eleonorę Forenzę.
Ostatecznie lista kandydatów zostanie formalnie zamknięta w poniedziałek wieczorem wraz z początkiem posiedzenia PE w Strasburgu.
We wtorek od godz. 9 przed rozpoczęciem głosowań każdy z kandydatów będzie miał trzy minuty na opowiedzenie o swoim programie. To formalność, bowiem przez cały ubiegły tydzień kandydaci starali się prezentować swoje atuty na posiedzeniach różnych grup politycznych.
Oficjalnie nikt nie został do nikogo przekonany - przynajmniej tak wynika z piątkowych deklaracji rzeczników siedmiu frakcji, którzy zapewniali, że ich kandydaci będą walczyli o głosy i nie ma mowy, by przekazywać poparcie komuś innemu.
Wszyscy kandydaci mogą brać udział w trzech pierwszych rundach tajnego i anonimowego głosowania. Na tym etapie do zwycięstwa potrzebna jest większość bezwzględna głosów. Biorąc pod uwagę mnogość kandydatów, jest mało prawdopodobne, że głosowanie zakończy się na tym etapie.
Dlatego dużo bardziej prawdopodobne jest, że zwycięzca zostanie wyłoniony w czwartej rundzie, gdy w grze zostanie tylko dwóch pretendentów do objęcia funkcji szefa PE. W tej rundzie wystarczy uzyskanie zwykłej większości. Cały proces może być jednak wielką niespodzianką, bo do trzeciej rundy głosowań możliwe jest zgłoszenie kompletnie nowego kandydata, wystarczy do tego 38 deputowanych. Głosowania mają trwać cały wtorek, a pomiędzy kolejnymi turami odbywać się będą targi pomiędzy grupami politycznymi.
Arytmetycznie największe prawdopodobieństwo przejścia do finałowego rozstrzygnięcia mają kandydaci chadeków Tajani i socjalistów Pittella. Ale we wtorek faworytem może się okazać ktoś zupełnie inny. Liberałowi sygnalizowali, że liczą na głosy lewicy. Jeśli Verhofstadta poparliby Zieloni i Zjednoczona Lewica Europejska, mógłby on mieć poparcie równe Pittelli. "Jeśli w tej chwili ktokolwiek przewiduje wynik, to są to po prostu czyste spekulacje" - powiedział PAP jeden z długoletnich obserwatorów prac Parlamentu Europejskiego.
Choć zarówno chadecy jak i socjaliści odcinają się od ugrupowań skrajnych (chadecy podkreślają, że nie rozmawiają z żadną siłą antyeuropejską, socjaliści z kolei deklarują, że nie chcą głosów od europosłów rasistowskich czy ksenofobicznych), to właśnie oni mogą mieć spory wpływ na ostateczny wynik. Eurosceptyczne frakcje Europa Narodów i Wolności oraz Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej, a także niezrzeszeni mają w sumie 100 mandatów.
Ostatnia, czwarta runda wyborów na szefa PE zaplanowana jest w porządku obrad od godziny 20 do 23 we wtorek. Jeśli wcześniej grupy polityczne nie zdecydują się na nieformalne porozumienie, o tym, który z dwóch finałowych kandydatów zostanie wybrany na stanowisko szefa PE, mogą rozstrzygnąć eurosceptycy.