Emerytowany górnik z Żor, Henryk Foks, gdy tylko spadnie śnieg i chwyci mróz, bierze dłuto i zaczyna rzeźbić.
Przygoda z rzeźbą rozpoczęła się na kopalni Jastrzębie. Henryk Foks, obecnie 73-letni emeryt górniczy, pracował na kopalni jako cieśla. Ciągnęło go jednak do dłuta i tematyki górniczej. - Wystarczyło, że popatrzałem na drzewo czy bryłę węgla - i coś już w nim widziałem. Nawet u nas w kościele miałem wizje. Siedziałem w trzeciej ławce, na filarach wisiały łańcuchy i sznur. Jak to ściągnęli, pozostał cień, w którym widziałem twarz Jezusa - opowiada artysta.
Któregoś razu chwycił za dłuto i w bryle węgla ukształtował twarz górnika oraz załadowany wagonik. Tak powstała pierwsza praca. Kolejne były coraz lepsze. Pracował na dole, w przerwach na śniadanie lub swoim domu na strychu. W ukryciu, bo wtedy za wykonanie postaci np. papieża groziło zwolnienie z pracy.
Królowie przed furtką
Od sześciu lat specjalizuje się w rzeźbach ze śniegu. Co roku, gdy tylko spadnie śnieg i chwyci mróz, bierze dłuto i zaczyna rzeźbić. W jego ogrodzie pojawiły się już figury zwierząt i różnych postaci. Sąsiedzi oraz kierowcy pędzący trasą z Żor do Wodzisławia zatrzymywali się przed posesją i podziwiali śnieżne arcydzieła. W ogrodzie powstało już m.in. minizoo, w którym znalazł się 8-metrowy krokodyl, wieloryb, pingwin, foka i żółw, a nawet duch morski. Poza tym artysta wykonał dwumetrową figurę św. Mikołaja, a z okazji święta górników wyrzeźbił świętą Barbarę. Na Boże Narodzenie w jego ogrodzie stanęła szopka wykonana z śniegu.
W tym roku z okazji uroczystości Objawienia Pańskiego Henryk Foks wykonał rzeźbę przedstawiającą Trzech Króli. - Zachęcił mnie wnuk Sebastian. Powiedział: "Dziadku, spróbuj coś wyrzeźbić" - opowiada artysta. Zabrali się więc do pracy. Najpierw zebrali mnóstwo śniegu, z którego przygotowali ogromne bloki. Dziadek wziął do ręki narzędzia i w ciągu czterech dni powstali Kacper, Melchior i Baltazar. Każda z figur ma co najmniej 180 centymetrów wysokości.
Początkowo Henryk Foks chciał umieścić rzeźby w ogrodzie. Wnuczek przekonał jednak dziadka, by je ustawić przed furtką od strony ruchliwej drogi. Czy artyście jest żal rozstawać się z pracą, gdy przychodzi odwilż? - Nie zniechęca mnie to, że po kilku dniach taka rzeźba się rozpłynie. Ludzie mówią: ty się tak narobisz, a za chwilę śnieg się roztopi. Nie interesuje mnie to. Mnie do tego ciągnie, a po cichu proszę Ponbócka, żeby przyszły mrozy - opowiada.
Nie tylko w śniegu
W 1984 roku wykonał lipowy tryptyk górniczy, który składa się z misternie wykonanych postaci przedstawiający dzieje górnictwa. Praca pojechała na ogólnopolski konkurs do Warszawy, gdzie zdobyła pierwsze miejsce i nagrodę ministra górnictwa. Tryptyk miał trafić do Muzeum Narodowego w stolicy, ale artysta nie oddał dzieła. Teraz można je oglądać w jego galerii, którą urządził w swoim domu przy ulicy Wodzisławskiej. Można tam podziwiać rzeźby z drewna, węgla i kamienia.