Nie żyje prof. Aleksander Koj, wybitny biochemik, przez trzy kadencje sprawujący godność rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zmarł 29 grudnia w Krakowie, w wieku prawie 82 lat.
W kontaktach był ciepłym człowiekiem, potrafiącym zrozumieć innych. - Był bardzo pracowity. Opowiadał mi, że jeżeli idzie o pracę rektora, to najwięcej zawdzięcza swemu poprzednikowi prof. Józefowi Andrzejowi Gierowskiemu, od którego wiele się mógł nauczyć. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że najlepiej czuł się w laboratorium, ale coraz bardziej był uwikłany w różne pełnione funkcje i dużo go to kosztowało. Co ważne, można się było z nim nie zgadzać i potrafił docenić odmienną opinię. Pamiętam, że zostałem poproszony kiedyś o rzucenie okiem na zepsutą aparaturę w Instytucie Biologii Molekularnej UJ, którym kierował profesor. Oceniłem, że nie nadaje się już do naprawy i trzeba ją wymienić. "Oj! Ale nie mówmy o tym profesorowi, bo się zmartwi" - usłyszałem. "Trzeba człowieka traktować poważnie, a nie jak dziecko. Powiedzcie mu o tym" - odpowiedziałem. Nie wiedziałem, że w międzyczasie szef instytutu wszedł i stanął za moimi plecami. "Dziękuję panu za tę uwagę" - powiedział, gdyśmy wyszli na korytarz - wspomina Janusz Bielec, krakowski biofizyk i informatyk.
Doceniał rolę kultury we współtworzeniu wspólnoty akademickiej. - Regularnie przychodził na nasze koncerty i spotkania opłatkowe. Doceniał to, że swoim śpiewem uświetnialiśmy wszystkie najważniejsze uroczystości uniwersyteckie i przyczyniamy się do współtworzenia tradycji akademickiej. Wspomniał o tym m.in. w 1987 r. w Collegium Novum UJ, podczas jubileuszu 110-lecia naszego męskiego chóru - mówi Zbigniew Suflita, chórzysta senior Krakowskiego Chóru Akademickiego UJ.