Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Mt 2,3
Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon».
Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak zostało napisane przez Proroka: a ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela».
Wtedy Herod przywołał potajemnie mędrców i wywiedział się od nich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytajcie starannie o dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś, wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, postępowała przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli dziecię z Matką Jego, Maryją; padli na twarz i oddali Mu pokłon. i otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się z powrotem do swojego kraju.
Przeraził się król Herod. To w kontekście tego, czego się obawiał, czego może nawet mógł się spodziewać, jest zupełnie zrozumiałe. Ale cała Jerozolima? Zacznijmy od tego, że raczej nie cała Jerozolima w sensie ścisłym. Ta „cała Jerozolima” to pewnie tylko pewne warstwy, które też miały powody, a może i prawo, obawiać się Nowonarodzonego. O jakież warstwy mogło chodzić konkretnie? Na pewno te zainteresowane utrzymaniem status quo, optujące za ścisłym zachowaniem tradycji, a tym samym niechętne (jakimkolwiek) zmianom. Przyznam, że przez lata zastanawiałem się nad znaną z powieści di Lampedusy „Lampart” formułą zmiany. Wypowiada ją nie – jak się często i mylnie podaje – książę Salina, ale jego krewniak i ulubieniec – Tancredi. Powiada on: „Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko się musi zmienić”. Niekiedy sformułowanie takie wydawało mi się credo oświeconego konserwatyzmu, niekiedy uznawałem je za oczywisty błąd. Teraz skłonny jestem sądzić, że jego trafność określa waga tego, co ma „pozostać tak jak jest”. I tu – wracam do Ewangelii według św. Mateusza – „cała Jerozolima” najzwyczajniej się pomyliła.