"Ksiądz Grzesiak miał otwarte możliwości poświęcenia się pracy misyjnej, których wykorzystać nie chciał" - wyjaśnia ks. Grzegorz Śmieciński, rzecznik arcybiskupa katowickiego.
O sprawie ks. Wojciecha Grzesiaka zrobiło się głośno, bo pisała o niej ostatnio śląska prasa. "Biskup grozi mu suspensą za to, że chce dalej pomagać ludziom?" - donosiły rybnickie "Nowiny" na pierwszej stronie.
Już sam tytuł pokazuje, że mamy do czynienia ze sprawdzonym sposobem nagłaśniania konfliktów, do których od czasu do czasu dochodzi na linii biskup - ksiądz. Dziennikarze słuchają zwykle głosu księdza, który czuje się pokrzywdzony i dają mu bezkrytycznie wiarę. Ze strony przełożonego kościelnego nie otrzymują zwykle pełnej informacji. Nie ze złej woli Kościoła. Dlaczego?
Bo biskup nie jest dyrektorem przedsiębiorstwa czy szefem stowarzyszenia. Wobec księży pełni rolę nie tylko zewnętrznego przełożonego, ale ojca. Jakkolwiek patetycznie to brzmi, to taka jest właśnie specyfika kościelnego posłuszeństwa. W sytuacji konfliktu, biskup jest zawsze medialnie na straconej pozycji, dlatego, że nie może i nie chce ujawniać wszystkich informacji. Jego rolą nie jest nagłaśnianie tego typu sytuacji, ale ich wyciszanie.
Nie dlatego, że chroni siebie, ale dlatego, że chroni dobre imię podwładnego, który ślubując mu kiedyś posłuszeństwo zawierzył mu swoje życie, zaufał po prostu. Tego zaufania biskup nie chce nadużywać tym bardziej w sytuacji konfliktu. Biskup milczy w takich sytuacjach zarówno dla dobra księdza, który czuje się pokrzywdzony, jak i ze względu na dobro wiernych.
Sprawa rozgrywa się bowiem tylko częściowo na forum publicznym, częściowo wchodzi w przestrzeń sumienia. Więc pisanie, że biskup chce ukarać księdza za to, że czyni dobro (znak zapytania pełni tu tylko rolę listka figowego dla manipulacji), jest czymś poniżej standardów rzetelnego dziennikarstwa, jest zwyczajnie po ludzku czymś nieprzyzwoitym.
Sprawa dotyczy ks. Wojciecha Grzesiaka, byłego kapelana Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju. Funkcję tę sprawował przez 8 lat. Od strony czysto formalnej sprawa wygląda tak, że ks. Grzesiak nie przyjął dekretu biskupa przenoszącego go do Czerwionki-Leszczyn, gdzie miał pracować jako wikary w parafii. W konsekwencji poprosił o urlop zdrowotny i możliwość zamieszkania w rodzinnym domu w Jankowicach.
Otrzymał na to zgodę. Jednocześnie arcybiskup - ze względu na zwolnienie zdrowotne ks. Grzesiaka, zakazał mu kolejnego wyjazdu do Paragwaju w związku z działalnością w Stowarzyszeniu "To-MISJA". W tej sytuacji ks. Grzesiak uznał się za pokrzywdzonego i poszedł z tym do prasy.
Rzecznik arcybiskupa katowickiego ks. Grzegorz Śmieciński proszony o wyjaśnienie sytuacji, przesłał do redakcji "Nowin" swoje uwagi. Napisał m.in.: "Sprawa księdza Grzesiaka w żaden sposób nie odbiega od innych tego typu sytuacji, kiedy to duchowny otrzymuje dekret i zmienia miejsce pełnienia posługi". Zwrócił także uwagę, że "ksiądz Grzesiak miał otwarte możliwości poświęcenia się pracy misyjnej, których wykorzystać nie chciał".
Nigdy nie dostał także zgody na pełnienie funkcji prezesa w Stowarzyszeniu "TO-MISJA", którego działalność nie jest w żaden sposób związana z Archidiecezją Katowicką. Rzecznik przypomniał również, że ks. Grzesiak przed kilkoma laty występował jako obrońca katolickiej tradycji, rzekomo represjonowany przez bezduszną machinę liberalnych instytucji kościelnych, a dzisiaj z kolei sugeruje, że władze kościelne uniemożliwiają mu poświęcenie się chorym w Paragwaju. "Wspólnym mianownikiem obu postaw wydaje się być jedynie zwrócenie uwagi na siebie i spora ilość niedomówień oraz zafałszowań" - pisze ks. Śmieciński.
Konflikty były, są i będą także w Kościele, tak samo jak zdarzają się w rodzinach. Nic nowego. Pozostaje mieć nadzieję, że ta konkretna sprawa znajdzie dobre rozwiązanie i ks. Grzesiak odnajdzie swoje miejsce, w którym będzie mógł służyć Bogu i ludziom jako gorliwy kapłan. Prasa może mu w tym pomóc, albo może zaszkodzić dolewając oliwy do ognia. To naprawdę nie jest tak, że kiedy przełożony kościelny upomina podwładnego, to rację ma z definicji podwładny.