Ks. Jarosław Święcicki był z rodzinami zasypanych górników, kiedy te czekały na informacje czy ich bliscy żyją. Był z nimi także wtedy, gdy okazało się, że czekanie na żywych jest już daremne.
Proboszcz parafii pw. św. Michała Archanioła w Polkowicach pamięta dobrze podziemny wstrząs, który targnął regionem we wtorkowy wieczór.
- Wkrótce przyszły informacje, że pod ziemią są uwięzieni górnicy. Modliliśmy się o ich bezpieczny powrót do domów i czekaliśmy, jak sytuacja będzie się rozwijać - opowiada.
Polkowiccy duszpasterze dopiero w środę rano dowiedzieli się o pierwszych ofiarach wtorkowego wstrząsu. Jako pierwszy z duszpasterską pomocą do rodzin górników pośpieszył ks. Ireneusz Wójs, proboszcz par. pw. Matki Bożej Łaskawej w Polkowicach. Następnie dołączyli do niego inni duszpasterze, w tym ks. Jarosław Święcicki.
- Ja przybyłem do rodzin w godzinach popołudniowych. Tam, przy szybie kopalni Rudna Północna dowiedzieliśmy się, że nie żyje już czterech górników. Mimo to mieliśmy nadzieję, że reszta ocalała. I ta nadzieja była w nas i tych ludziach naprawdę wielka.
Akurat była godzina 15. Odmówiliśmy razem Koronkę do miłosierdzia Bożego. Ok. godz. 16 przyjechał tu także bp Zbigniew Kiernikowski. Rozmawiał z rodzinami górników, modliliśmy się, biskup udzielił im błogosławieństwa - opowiada ks. Jarosław.
Duszpasterz pozostał z rodzinami do końca tego tragicznego oczekiwania. Tragicznego, bo zakończonego informacją, że wszyscy poszukiwani ponieśli śmierć pod ziemią.
- Wtedy już tylko byliśmy z nimi i płakaliśmy razem. Nic więcej na ten temat nie można powiedzieć - kończy ze smutkiem. Kapłan także dziś spotkał się z rodzinami poległych górników.
- Wiele z tych osób mówiło mi, że obecność księdza, lekarzy, pielęgniarek, była dla nich realna pomocą, bo nie zostali pozostawieni samym sobie. To są chwile, w których brakuje słów, ale po prostu jesteśmy...