Komunistyczny reżim zmarłego Fidela Castro, pozbawił życia kilkanaście tysięcy mieszkańców Kuby, a blisko 100 tys. wtrącił do obozów i więzieni. Pomimo widocznego na wyspie odprężenia wciąż łamane są prawa obywatelskie, a oponenci systemu są represjonowani.
Choć historycy nie potrafią określić precyzyjnie liczby ofiar reżimu wprowadzonego w 1959 r. przez Fidela Castro i jego zwolenników, to panuje zgodność, że pierwsze lata kubańskiej dyktatury należały do jednego z najbrutalniejszych okresów na świecie w drugiej połowie XX w.
Pascal Fontaine, współautor "Czarnej księgi komunizmu" wskazuje, że już krótko po objęciu władzy, w styczniu 1959 r., Castro i jego oddziały rozpoczęły krwawą rozprawę z oponentami.
"Z chwilą przejęcia władzy więzienia Cabana w Hawanie i Santa Clara stały się sceną masowych egzekucji. Według zachodniej prasy ofiarą przeprowadzonej w pośpiechu czystki padło w ciągu pięciu miesięcy 600 zwolenników (obalonego dyktatora Fulgencio) Batisty" - napisał Fontaine.
Francuski ekspert ds. Ameryki Łacińskiej szacuje, że tylko w latach 60. rozstrzelanych zostało od 7 do 10 tys. osób, zaś do więzień i obozów trafiło 30 tys. mieszkańców Kuby. Bilans całości rządów Fidela Castro jest tragiczniejszy.
"Od 1959 r. ponad 100 tys. Kubańczyków poznało smak obozów i więzień. Od 15 do 17 tys. osób zostało rozstrzelanych" - szacuje Pascal Fontaine.
Wprawdzie surowość kubańskiego reżimu zelżała w ostatnich latach, ale wciąż wielu obywateli walczy o wolność słowa i inne prawa obywatelskie. Mnożą się przypadki dziennikarzy podejmujących głodówkę w walce o swobodę zgromadzeń i wyrażania opinii, a także osób domagających się uwolnienia dysydentów.
Po ubiegłorocznej wizycie amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry'ego w Hawanie komunistyczny reżim aresztował 139 opozycjonistów. Z kolei co niedzielę ofiarami represji padają członkinie ruchu Kobiet w Bieli, które co tydzień domagają się na ulicach stolicy uwolnienia więźniów politycznych.
Robert Menard z organizacji Reporterzy bez Granic uważa, że do społeczeństw Zachodu przez lata docierał nieprawdziwy przekaz dotyczący Fidela Castro. Jego zdaniem, szczególnie "wybiórczą i fałszywą" ocenę polityki kubańskiego reżimu mają zwolennicy lewicy.
"Z jednej strony surowo potępiają oni Augusto Pinocheta, który miał na sumieniu zdecydowanie mniej ludzi niż Fidel Castro, a z drugiej uwielbiają tego drugiego, który zabił, bądź pozbawił wolności tysiące mieszkańców swego kraju. Warto dodać, że Pinochet oddał władzę w sposób demokratyczny, co nie nastąpiło w przypadku Castro. System stworzony przez Fidela nie tylko wciąż więzi dysydentów politycznych, ale również homoseksualistów, określanych przez władze mianem +dewiantów+" - zaznaczył Menard.
W pierwszych dekadach swoich rządów Fidel Castro zwalczał również Kościół, którego przedstawiciele licznie trafiali do otwieranych po 1965 r. na wyspie obozów pracy, tzw. Wojskowych Jednostek Wspierania Produkcji (UMAP). Dopiero w ostatnich latach rządów dyktatora nastąpiła większa swoboda wyznawania wiary przez zamieszkujących wyspę chrześcijan.
"Represje nie są już masowe jak w czasie pierwszych dekad dyktatury, ale reżim wciąż kontroluje działania katolików, uważając ich za potencjalną opozycję. O tym, że życie religijne odradza się dziś na Kubie, zadecydowała postawa wielu misjonarzy, którzy pomimo nękania przez komunistyczne władze nie zaprzestali swojej posługi" - powiedział PAP zastrzegający sobie anonimowość jeden z hawańskich działaczy katolickich.
Kubańczyk za przykład nieustępliwej wobec reżimu postawy wskazał postać 81-letniego dziś hiszpańskiego misjonarza ks. Francisco Camposa Fernandeza.
"Przez ostatnie 53 lata pracuje on w diecezji Matanzas, gdzie nigdy nie przestraszył się represji ze strony komunistycznych władz. Nie poddał się w pracy duszpasterskiej nawet wtedy, gdy ludzie w pierwszych latach po rewolucji bali się chodzić do kościoła. Pomógł przetrwać wiernym trudne czasy i dziś, jeszcze za życia, uznawany jest przez wielu za świętego" - dodał katolik z Hawany.
Eksperci wskazują, że pomimo ocieplenia w relacji pomiędzy Kościołem a władzami w Hawanie, a także wielu pojednawczych gestów w stosunku do USA, głównym problemem pozostaje trudna sytuacja ekonomiczna wyspy.
Zdaniem lizbońskiego ekonomisty Miguela Monteiro rewolucja zainicjowana przez Fidela Castro, nie przyniosła planowanego pierwotnie sukcesu, jakim miał być dobrobyt mieszkańców wyspy. Wskazał, że masowe ucieczki Kubańczyków z kraju są najlepszym dowodem na to, że komunistom tylko częściowo udało się sprostać oczekiwaniom narodu.
"Chwalony przez wielu za zrównanie materialne obywateli Castro nie sprostał zadaniu wyciągnięcia mieszkańców wyspy z biedy. Widać ją na każdym kroku, nawet w słownictwie Kubańczyków. Do jednego z najpopularniejszych zwrotów należy stwierdzenie +Nie jest łatwo+, a wśród dowcipów często powtarzana jest zagadka: +Co robi Kubańczyk po obiedzie?+ Odpowiedź brzmi: +Myśli jak zdobyć pieniądze na kolację+" - powiedział PAP Monteiro.
Portugalski ekonomista, który regularnie odwiedza Kubę, uważa, że niewątpliwym sukcesem Castro było "wyeksportowanie" do demokratycznych państw Europy mitu o "sprawiedliwym życiu" na Kubie.
"Ludzie z bogatych państw Europy opiewają system, w którym lekarz zarabia miesięcznie równowartość 60 euro, podczas gdy litr mleka kosztuje tam 2 euro, a dodatkowo żywność jest reglamentowana. Ci sami sympatycy dyktatury Castro nie pozwalają zaś w swoich własnych krajach na jakikolwiek przejaw ograniczania wolności słowa, czy obniżenie płacy minimalnej przekraczającej w wielu przypadkach 500-600 euro", stwierdził Monteiro.
Monteiro, który w październiku wrócił z Hawany, uważa, że jakość życia na Kubie nie tylko nie uległa poprawie, ale pod wieloma względami ludność żyje gorzej niż przed rewolucją dowodzoną przez Castro.
"W 2005 r., czyli na kilka miesięcy przed oddaniem przez Fidela władzy w ręce jego brata Raula, poziom średniej konsumpcji na mieszkańca wynosił 1800 kalorii dziennie. To zdecydowanie mniej niż w 1959 r., kiedy nastąpiła rewolucja. Wówczas wskaźnik ten wynosił 2800 kalorii. Jeszcze ostrzejsze różnice występują w przypadku spożycia mięsa. W 1959 r. roczna konsumpcja w tej kategorii spożywczej wynosiła 35 kg, zaś u schyłku sprawowania władzy przez Castro zaledwie 5,5 kg" - powiedział ekonomista.
Ekspert wskazał też na krążący po świecie mit Kuby jako kraju zapewniającego opiekę socjalną. Stwierdził, że to fałszywa opinia budowana często na doświadczeniach wielu Europejczyków udających się na leczenie na Kubę, gdzie relatywnie tanio można poddać się terapiom.
"Sam korzystałem wielokrotnie z zabiegów medycznych na Kubie. Są one tanie dla Europejczyków i są wysokiej jakości. Niestety, na wyspie nie ma równego dostępu do nich, a zwyczajni mieszkańcy mogą tylko o nich marzyć. Poza tym, statystyki dowodzą, że na jednego lekarza przypada dziś 950 obywateli, czyli o 200 osób więcej niż przed rewolucją" - wskazał Miguel Monteiro.
90-letni Fidel Castro zmarł w piątek wieczorem w Hawanie. O jego śmierci poinformował w kubańskiej telewizji państwowej jego brat Raul, który przejął rządy na wyspie w 2006 r.