Abp Józef Kupny, metropolita wrocławski, przewodniczył Eucharystii, podczas której konsekrowany został kościół pw. św. Faustyny na wrocławskim Biskupinie.
Nawiązywał do odczytanego fragmentu Ewangelii, w którym tylko Samarytanin, jako jeden z dziesięciu uzdrowionych, wrócił podziękować Jezusowi. Zaznaczył, że wielu traktuje ten fragment jako tekst mówiący o wdzięczności.
- To postawa coraz rzadziej spotykana w naszym społeczeństwie (…). Coraz rzadziej słowo dziękuję gości na ustach współczesnego człowieka. Przyczyn zapewne jest wiele, ale nie będzie nadużycia, kiedy powiem, że one wszystkie sprowadzają się do poczucia naszej dumy, a być może do grzechu pychy. Żeby powiedzieć komuś dziękuję, trzeba mieć poczucie jakiejś zależności od drugiego, mieć poczucie tego dobra, które bliźni mi wyświadczył - mówił arcybiskup.
Zaznaczył, że współczesny świat niesie ze sobą przede wszystkim ideę samowystarczalności.
- Św. Jan Paweł II mówił, że przypominamy ludzi, którzy zdają się twierdzić, iż nikogo i niczego nie potrzebują do szczęścia. Jak zatem dziękować? - pytał metropolita wrocławski.
Tłumaczył, że Ewangelia, mimo że odczytano jej krótki fragment, niesie ze sobą bogatą treść. Podkreślił, że pasuje bardzo dobrze do przeżywanej uroczystości poświęcenia kościoła, któremu patronuje św. Faustyna.
- Myślę, że dobrze się stało, że w Roku Miłosierdzia chcemy nie tylko powiedzieć Bogu, że oddajemy Jemu ten budynek na chwałę, ale przede wszystkim podziękować za wszystko, co w kontekście budowy tego kościoła dokonało się na waszym osiedlu, w waszej wspólnocie parafialnej i w każdym z was indywidualnie.
Wracając do fragmentu Ewangelii, tłumaczył, że trędowaci skazani byli na izolację. Żyli poza murami miast lub wsią. Ich sytuacja nie był do pozazdroszczenia. Nie mogli zbliżać się do zdrowych.
Abp Kupny zwrócił uwagę, że prawo stanowiło, że mieli nosić podarte ubrania, kobiety trędowate miały mieć włosy w nieładzie, a kiedy szli i widzieli zdrowego człowieka mieli zwracać jego uwagę, krzycząc „nieczysty, nieczysty”. - To już bardzo ich upokarzało, ale to nie wszystko - zwrócił uwagę.
Wśród mieszkańców Jerozolimy panowało przekonanie, że choroby przychodzą za karę za grzechy, dlatego trędowaci byli uznawani za grzeszników i byli wyłączani ze wspólnoty i nie mogli uczestniczyć w jej życiu.
Abp Kupny zwrócił uwagę na jeszcze jeden szczegół. Ten, który wrócił się do Chrystusa, dla Jezusa i jego narodu był wrogiem, kimś kogo od Jezusa oddzielało osiem wieków szczerej nienawiści jaka istniała między Żydami a Samarytanami.
- Można zatem powiedzieć, że był potrójnie obcy Jezusowi - wyjaśniał arcybiskup.
- Spróbujmy zajrzeć w swoje sumienia i zapytać ile takich powodów pojawia się w naszym życiu. Bo każdy z nas, w jakiejś mierze jest oddalony od Jezusa, odmawia mu przejęcia władzy nad całym swoim życiem, dopuszcza go siebie, ale trzyma na dystans i nie pozwala, by Jezus tak naprawdę zagościł w jego sercu. (…) Ta Ewangelia uświadamia nam, że Bóg chce byśmy się do niego zbliżyli takimi jakimi jesteśmy. Nie czeka aż osiągniemy stan świętości (…), nie stawia bariery między sobą a nami. Po prostu wybiera miejsce, czas, w których chce być dla nas dostępny, kiedy wprost pozwala się dotknąć. Na pewno takim miejscem jest też ten kościół - nauczał.
Zaznaczył, że przychodzimy tu z wiary, że to spotkanie może zmienić nasze życie, tak jak zmieniło życie tego trędowatego, a była ona bardzo duża.
Abp Kupny podkreślił, że przemiana Samarytanina zaczęła się wtedy, gdy uwierzył w słowo Chrystusa. - Bo kiedy Chrystus usłyszał prośbę o uzdrowienie, powiedział tylko „idźcie pokażcie się kapłanom”. Patrząc po ludzku było to bez sensu - zwrócił uwagę.
Kapłani pełnili funkcje nie tylko kultyczne, ale również medyczne. To oni oceniali czy ktoś już wyzdrowiał i czy człowiek może wrócić do wspólnoty. Przypomniał, że Księga Kapłańska mówi, że trędowaty może udać się do kapłanów jeśli ma pewność, że całkowicie wyzdrowiał.
Tymczasem tych dziesięciu zostało wysłanych do kapłanów bez uzdrowienia. Abp J. Kupny zaznaczył, że wielu z nas powiedziałoby Jezusowi, aby najpierw uzdrowił, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście On potrafi uzdrawiać.
Metropolita wrocławski przypomniał słowa papieża Benedykta XVI, który zwrócił uwagę, że na co dzień wielu ludziom jesteśmy w stanie zaufać, a Pana Boga człowieka bez przerwy chciałby sprawdzać.
- W dzisiejszym świecie słowo wydaje się czymś niewiele znaczącym, całkowicie zdeprecjonowanym. (...) Tymczasem słowo Boga jest nie tylko trwałe i wierne, ale także gotowe rozświetlać nam naszą rzeczywistość. Ten tekst Ewangelii pyta nas na ile jesteśmy gotowi uwierzyć temu słowu, na ile jesteśmy w stanie uwierzyć Chrystusowi.
Samarytanin zauważa więcej jak towarzysze. - Widzi nie tylko, że jest zdrowy, ale widzi też komu to zawdzięcza. Dostrzega Boga w działaniu Jezusa. (...) Dopiero tutaj jego życie się zmienia. A Jezus mówi do niego „wstań” - dodał, zaznaczając, że słowo należałoby tłumaczyć jako zmartwychwstanie. - Bo całe jego dotychczasowe życie było jakby życiem w śmierci. Po uzdrowieniu wszystko rozpoczyna się na nowo. To jest punkt wyjścia, a nie dojścia. To nie jest koniec jego spotkania z Jezusem, ale początek.
Ksiądz arcybiskup odniósł tę sytuację do konsekracji kościoła. Zaznaczył, że uroczystość nie jest końcem, ale początkiem.
- Dokonaliście pięknej rzeczy. Nasza Msza św. jest chwilą, w której pokazujemy komu to zawdzięczamy. I chcemy nasze dziękczynienie skierować przede wszystkim do Boga. Chcę was prosić, byście spojrzeli na tę świątynię jako na dar, który otrzymujemy, i który przekażemy kolejnym pokoleniom.
Na zakończenie metropolita wrocławski dziękował wszystkim za włączenie się w dzieło budowy świątyni.
Posłuchaj całej homilii: