Zaczynająca się podróż papieża Franciszka na Południowy Kaukaz będzie trudniejsza, aniżeli ta w czerwcu, kiedy entuzjastycznie przyjmowano go w Armenii.
O ile katolicy w Gruzji są obecni w pejzażu tego kraju od pokoleń, to społeczność katolicka w Azerbejdżanie jest młoda i ogranicza się do jednej parafii w stołecznym Baku. Warto jednak dodać, że program papieskiej wizyty w Baku w ciągu ostatnich tygodni został rozbudowany i odbędzie się tam zarówno Msza św. jak i spotkanie z liderami społeczności muzułmańskich.
Sytuacja w kraju jest napięta. Tydzień temu odbyło się referendum, które zdecydowało, że prezydent Ilham Alijew, który już wcześniej doprowadził do tego, że może ubiegać się o ten urząd dowolną ilość razy, zwiększył uprawnienia i przedłużył kadencję z 5 do 7 lat. Opozycja protestowała, ale nieskutecznie. Tymczasem Azerbejdżan stoi przed wieloma trudnymi wyzwaniami. Spadek cen surowców energetycznych odbił się na sytuacji gospodarczej, co z kolei wywołało masowe protesty przeciwko autorytarnym rządom.
Reżim Alijewa skutecznie radzi sobie ze świecką opozycją polityczną, ale obawia się, że fala niezadowolenia społecznego, znajdzie w końcu ujście w poparciu dla radykalnych ruchów islamistycznych, a to oznaczałoby możliwość wybuchu wojny domowej na wielką skalę. Azerbejdżan jest jedynym krajem na Kaukazie, gdzie obok siebie żyją szyici i sunnici (15 proc. mieszkańców), będący stronami konfliktu w Syrii. Do tego dochodzi jeszcze nie zakończony konflikt z Armenią o Górski Karabach. Wybuch gwałtownych walk w kwietniu pokazuje jak łatwo zburzyć tam kruchą równowagę. Jej głównym strażnikiem jest Rosja, dozbrajająca zarówno Armenię, jak Azerbejdżan.
Papież Franciszek spędzi więc trzy pracowite dni na Południowym Kaukazie, w regionie ważnym dla światowego bezpieczeństwa, gdzie krzyżują się różne interesy wielkich mocarstw, a także stykają się wpływy islamu i chrześcijaństwa. Być może zaczyna właśnie jedną z trudniejszych zagranicznych podróży swojego pontyfikatu.