On, odwróciwszy się, zabronił im. Łk 9,55
Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem.
Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?» Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich.
Eskalacja gniewu. Zmierza do Jerozolimy? Skoro uważa nas, Samarytan, za odstępców, niech szuka sobie miejsca gdzie indziej. I riposta Jakuba i Jana: jak śmieli, dopadnie ich ogień z nieba! Ciekawe, czy rzeczywiście taki ogień spadłby, czy po prostu apostołowie sami chcieli dać Samarytanom nauczkę, szumnie swojej skłonności do wywołania burdy przypisując walor pełnienia woli Bożej. W każdym razie Jezus stanowczo im takiej reakcji zabronił. Wręcz ich za ten pomysł zgromił. My, chrześcijanie XXI wieku, też nieraz byśmy chcieli, by wszystko odbywało się po naszemu. Wszak te nasze plany to myśl niemal święta. Kto się jej sprzeciwia, jest bezbożnikiem. A bezbożnik, wiadomo, Bogu podobać się nie może. Za to my Mu się spodobamy, gdy użyczymy Mu naszych rąk, by owych bezbożników mógł ukarać. Albo choćby tylko ust, by mógł im powiedzieć do słuchu. A Jezus? No cóż, wiadomo. Na taki pomysł aż się odwraca. I surowo zabrania.