Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Mt 9,10
Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami.
Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?”
On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Nie tylko otworzył dla nich drzwi domu, w którym przebywał, ale zaprosił ich do stołu i jadł z nimi posiłek. Jezus otoczył się celnikami i grzesznikami – ludźmi pogardzanymi, wyklętymi, cieszącymi się najgorszą opinią. Mimo że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim są, nie stawiał im żadnych warunków. Nie oczekiwał uprzedniego nawrócenia, pokuty i żalu za grzechy. To wszystko przyszło dopiero później, jak w wypadku Mateusza, którego Jezus wyciągnął wprost z komory celnej i uczynił swym apostołem. Tak jest również z nami. Bóg nie zbliża się do nas dopiero wtedy, gdy naprawimy nasze życie – gdy wygładzimy je ze wszystkich zmarszczek, wyczyścimy, uczynimy pięknym i pachnącym. Bóg przychodzi w sam środek naszego bagna i wyciąga nas z najgłębszych czeluści celnej komory – ze stanu grzechu i zatracenia. On nie brzydzi się nami. Dlatego nie bójmy się zapukać do Jego drzwi, gdy jesteśmy w największej nędzy. Jezus nie oczekuje ofiary na wejście. Chce nam po prostu dać swe miłosierdzie.