Przebycie 22,5 tys. km do Polski zajęło im trzy doby... Jastrzębie przywitało gości z Tahiti.
Nikt z gości archidiecezji katowickiej nie przebył na Światowe Dni Młodzieży dłuższej drogi. 38 gości z Polinezji Francuskiej przyleciało do nas z przeciwnej strony kuli ziemskiej. Wszyscy mieszkają w Papeete, stolicy Polinezji Francuskiej, leżącej na słynnej wyspie Tahiti.
Cztery przesiadki, dwa oceany
Podróż ze środka Pacyfiku zajęła im trzy dni. Najpierw polecieli na Wyspę Wielkanocną, gdzie mieli przesiadkę do Chile. Stamtąd następnym samolotem przeskoczyli na wschodnią stronę kontynentu amerykańskiego, do Sao Paulo w Brazylii. Uff, tu połowa drogi już była za nimi... Stąd poszło z górki: samolotem przez następny ocean do Paryża, i z Paryża do Krakowa. Można? Można!
Po przyjeździe na Śląsk Tahitańczycy spędzili już kilka dni u rodzin w Pszczynie. Teraz – na Dni w Diecezji w czasie ŚDM – przenieśli się do Jastrzębia-Zdroju. Mieszkają u rodzin w Bziu Zameckim oraz w parafii Dubielec.
24-letni Philippe Barsinas przyjechał do Jastrzębia. Mieszka na Tahiti, a pochodzi z archipelagu Markizów Przemysław Kucharczak /Foto Gość 24-letni Philippe Basinas na przywitanie z mieszkańcami Jastrzębia założył tradycyjny naszyjnik, noszony przez mężczyzn na niewielkim, wulkanicznym archipelagu Markizów. Stamtąd pochodzi. Dziś Philippe także mieszka w Papeete na Tahiti, gdzie pracuje jako nauczyciel katechezy. Był już na Światowych Dniach Młodzieży w Madrycie oraz Rio de Janeiro. – Polskie rodziny przyjęły nas z wielką przyjaźnią i otwartym sercem, bardzo dobrze się u nich czujemy. Nawet pogoda w Polsce mi odpowiada. Wprawdzie jest dość chłodno, ale dzięki temu, inaczej niż w Polinezji, przynajmniej się nie pocę... – mówi wesoło.
Tahitańczycy patrzą na kopalnię
Tahitańczyków szczególnie zainteresowały w Jastrzębiu... wieże szybowe kopalni Zofiówka, stojące niedaleko kościoła w Dubielcu. Dopytywali, co to takiego i jak działa. – Jutro zabierzemy ich też do sztolni kopalni Królowa Luiza w Zabrzu – mówi Tomasz Tuszyński z parafialnego centrum ŚDM w Dubielcu.
W czasie przywitania w kościele w Dubielcu Tahitańczycy wyciągnęli gitary i zaśpiewali pieśń. Opiekujący się nimi młodzi Polacy słuchali zafascynowani. – Nie rozumieliśmy, o czym śpiewają, ale mieli zamknięte oczy i uniesione ręce. A potem przekazali nam gitarę. Więc zaśpiewaliśmy hymn Światowych Dni Młodzieży. Dotarliśmy do refrenu – i tu zaskoczenie, bo wszyscy Tahitańczycy zaśpiewali z nami ten refren po polsku... – opowiada Tomasz Tuszyński. – Widać, że choć jesteśmy z różnych kultur, wszyscy jesteśmy katolikami, i to nas jednoczy.
Większość gości z Tahiti włada tylko lokalnymi językami z Polinezji oraz francuskim; tylko kilka osób zna też angielski. Są za to bardzo bezpośredni, co pomaga w dogadywaniu się. Oprócz rodowitych wyspiarzy są wśród nich Francuzi, mieszkający na Tahiti.
– Polacy przy pierwszym spotkaniu nieraz czują taką blokadę. Naszym pierwszym zdaniem jest, że nie umiemy dobrze po angielsku. Oni cię wtedy przytulają i mówią: nie martw się, jest OK! – mówi Tomasz Tuszyński. – I rzeczywiście, dogadujemy się świetnie, choć każdy mówi, jak umie. Tahitańczycy mają dystans do siebie, którego nam, Polakom, nieraz brakuje.
Goście z Tahiti i polscy wolontariusze ŚDM przed kościołem w Jastrzębiu-Zdroju-Dubielcu Przemysław Kucharczak /Foto Gość