Rząd planuje zwiększyć kary za znęcanie się nad zwierzętami. A cóż to się stało?
Czy jest gorzej niż było, że trzeba straszyć ludzi aż pięcioma latami odsiadki, tak jakby dotychczasowe trzy nie wystarczały (przeczytaj tekst Rzad chce wyższych kar za znęcanie się nad zwierzętami)? Czy Polacy nagle znielubieli zwierzęta? Czy nastąpił wysyp przestępstw w tym zakresie? Dzieje się czworonogom coś takiego, że trzeba się nad nimi trząść, jakby były ludźmi? A może po prostu ktoś tam w ministerstwie postanowił wykorzystać coś z limitu politycznej poprawności?
No, może tak. Bo to bardzo popularne troszczyć się o zwierzątka. Mało kosztuje taka zmiana, a prawie wszystkim się podoba. Za to są punkty.
No dobrze, ale są też minusy. Dużym minusem kolejnych awansów na rzecz zwierząt jest, śmiem twierdzić, zacierająca się coraz bardziej w świadomości społecznej różnica między ludźmi a zwierzętami. Psa (czy innego kota) się dziś „adoptuje”, psa się karmi wyszukanymi potrawami, psa się zabawia, a gdy ciężko chory, to się wydaje wielkie sumy na jego leczenie, zamiast po prostu uśpić. A jak już „umrze” (bo coraz rzadziej zdycha), to się go opłakuje a nawet urządza mu pogrzeb. Zwierzę to dla wielu ludzi coraz częściej lepsza wersja człowieka. „Bo zwierzę, w odróżnieniu od ludzi, nigdy mnie nie zawiodło” – wyjaśniła mi kiedyś pewna pani swój bałwochwalczy stosunek do psa, połączony z agresją wobec ludzi.
Hm… To prawda – pies mi nie odpyskuje, nie domaga się pieniędzy, nie wtrąca się w nie swoje sprawy. Wygodnie jest z psem. Można się bez szczególnego wysiłku przed samym sobą kreować na dobrego człowieka. A z człowiekiem tak się nie da. Łazi to po domu, ciągle czegoś chce, ma wymagania, trzeba z nim zawierać jakieś kompromisy. Drugi człowiek pokazuje mi, jakim jestem egoistą – i za to go nie lubię. A zwierzę mi tego nie pokazuje – i za to je lubię.
Jasne, trzeba zwierzęta traktować po ludzku. Czyli nie wolno się znęcać. Nie trzeba do tego ludzi specjalnie edukować, wystarczyło chodzić na religię. Tym, co się nad zwierzętami znęcają, należy się jakaś kara. Ale bez przesady, bo zwierzę to nie człowiek. Różnica jest zasadnicza – powinno to być zrozumiałe przynajmniej dla chrześcijan. Tymczasem ciągłe zaostrzanie sankcji za niewłaściwy stosunek do zwierząt coraz bardziej zaciera tę różnicę.
Tak więc miło by było, gdyby rząd dał sobie spokój z prawem ws. zwierząt, które i tak jest już, uważam, zbyt surowe, a doprowadził wreszcie do zakazu zabijania ludzi. Bo ludzi, chciałem przypomnieć, wciąż u nas wolno zabijać: gdy są podejrzani o chorobę lub gdy mają tatę gwałciciela.
Znaj proporcję, rządzie.