Kilka lokalów wyborczych zostało zamkniętych w Londynie z powodu nagłej fali deszczu.
Miliony Brytyjczyków starają się ujarzmić żywioł, aby dotrzeć do punktów wyborczych, by zagłosować za wyjściem z EU lub pozostaniem w jej strukturach. W niektórych miejscach ulewne deszcze spowodowały liczne powodzie i podtopienia, tak, że trudno jest dostać się do lokalu pieszo, czy samochodem.
Przez jedną noc groźne burze spowodowały chaos w Londynie i na południu Anglii. Jak podaje "Daily Mail" potencjalnie taka pogoda może być na korzyść zwolenników Brexitu, ponieważ według portalu głosujący za wyjściem tak łatwo nie odstraszy zła pogoda, w przeciwieństwie do ich przeciwników.
Lokale wyborcze otworzono o godzinie 7.00 czasu brytyjskiego i od razu ustawiły się do nich długie kolejki daleko wychodzące poza budynki.
Premier David Cameron oddał swój głos w Hali Metodystów w Westminster wraz ze swoją żoną Samanthą. Według sondażu zrobionego dla "Daily Mail" wraz ze stacją "ITV News" zwolennicy pozostania w strukturach Unii mają przewagę 48 do 42 procent, ale wynik nie jest jeszcze przesądzony, jako, że 11 procent elektoratu określiło siebie jako "niezdecydowanych".
Dzisiejsze referendum to historyczny dzień dla Wielkiej Brytanii, ponieważ to dopiero trzecie ogólnonarodowe referendum w historii Zjednoczonego Królestwa. Rekordowa liczba 46,5 mln osób zarejestrowało się do zagłosowania.
David Cameron zapytany o złą pogodę zignorował pytanie, odpowiadając zgromadzonym przed lokalem wyborczym przedstawicielom mediów tylko "Dzień dobry".
Błyskawicznie podnosząca się woda na południu Anglii spowodowała zamknięcie kilku lokali wyborczych. Przykładowo rano w lokalach wyborczych na ulicy Devon Way w Chessington, hrabstwie Surrey, z początku wyborcy mieli do pokonania tylko wielką kałużę. Jednak w miarę trwania opadów, woda wdarła się do środka budynku i lokalne władze zamknęły punkt, przenosząc go inne w miejsce do niedaleko stojącego Hook Centre.
Nie obyło się też bez innych incydentów. Kilkudziesięciu głosujących nie mogło oddać swojego głosu z powodu błędu, jaki pojawił się w lokalu wyborczym. Niektórzy mieszkańcy Leighton Buzzard w Beds nie zostali w ogóle objęci rejestracją i zostali odesłani do domów. Wściekli wyborcy nazwali całą sprawę "totalnym pobojowiskiem" i zażądali oddania swojego głosu. Po protestach udało im się zaaranżować z lokalnymi władzami sposób na zagłosowanie.
Jak sugeruje "Daily Mail", jeśli Wielka Brytania zagłosuje za wyjściem z Unii Europejskiej, z pewnością pociągnie to za sobą kolejne referendum Szkocji w sprawie niepodległości.