Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Mt 9,13
Jezus, wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego na komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» A on wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?»
On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».
Kult Boga, oddawanie Mu czci, nazywanie Boga Panem, odmawianie hymnów pochwalnych – to wszystko czyny zbożne, pożyteczne i ze wszech miar godne pochwały. Są one bowiem wyrazem miłości do Boga. Jednak wyrazy te pozostają całkowicie bezużyteczne, jeśli pozostaną jedyną formą objawiania się tej miłości. Jeżeli mąż mówi, że kocha żonę, to jakoś musi się to wyrazić poza formą słowną. W czymś jej pomoże, znajdzie dla niej czas, w czymś ją wyręczy itd. Podobnie rodzic, który mówi, że kocha swoje dzieci – jakoś będzie tę miłość widać przez jego czyny. Znajdzie dla dziecka czas, zrobi mu posiłki, zapewni czyste ubrania itd. Rodzic, który by tego nie robił, właściwie nie może mówić wiarygodnie, że naprawdę kocha swoje dziecko. Podobnie rzecz ma się z Bogiem. Nie chodzi przede wszystkim o to, żeby odmówić jak najwięcej hymnów uwielbienia. Bardziej chodzi o to, żeby ta miłość wyraziła się w konkretnych czynach, w miłosierdziu okazywanym bliźnim, bo przecież w nich jest Bóg. Dlatego właśnie św. Jakub napisał: „Wiara bez uczynków jest martwa”. Nie jest się prawdziwym chrześcijaninem, jeśli nie ma czynów, które to potwierdzają.