Nazywając kogoś „świrem", świetnie obrażamy i poniżamy, ale przede wszystkim siebie samych.
"Panie Ministrze Obrony, Antek, świrze..." - słowa te na swoim profilu zamieścił były szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Skierowane zostały do ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza w kontekście słów, dotyczących obecności Rosji w strukturach NATO. W tym miejscu warto jednak zapytać: na jakiej podstawie były marszałek polskiego Sejmu formułuje swoje ostre, a zarazem całkiem niskie uwagi na temat obecnego ministra obrony? Czy podobne uwagi rykoszetem nie ranią innych osób?
1. Bardzo łatwo nazwać kogoś świrem i idiotą. Śmiała uwaga Radosława Sikorskiego miała zapewne ukazać jakieś szaleńcze cechy ministra Antoniego Macierewicza. Czy jednak sam piszący owe słowa chciałby, aby podobnym zwrotem nazywana była np. jego żona albo dzieci? "Postradał zmysły"- łatwo powiedzieć i napisać. Wystarczy wrzucić do sieci jakieś wyrwane z kontekstu zdjęcie, podpisać kilkoma słowami i gotowe - mamy szaleńca! Czy Pan Sikorski był kiedyś obok osoby, która owe zmysły postradała? Czy widział kogoś, kto cierpi z powodu schizofrenii? Czy słyszał smutek w głosie osoby, która wie, że „jest inna”, bo ktoś ją „świrem” nazwał? Skąd ta chęć przypisywania zaburzeń, które powodują tak wiele bólu?
W kolejnym wpisie były szef polskiej dyplomacji stwierdził, że przeprosi ministra Macierewicza, jeśli konsylium lekarskie nie potwierdzi jego „diagnozy". Czy jeśli w rodzinie Pana Sikorskiego pojawi się osoba z zaburzeniami psychicznymi, także będzie określał ją mianem świra?
Tutaj drobna uwaga. Żadne konsylium nie potwierdzi podobnych politycznych refleksji. Nie ma jednostki chorobowej, takiej jak „świr”. Słowo to używane jest jako obraźliwy zwrot, sugerujący problemy ze zdrowiem psychicznym. Jest wyraźnym przykładem osławionej mowy nienawiści, z którą tak aktywnie walczyło środowisko polityczne, z którym związany jest były marszałek.
Panie Marszałku, Pan powinien przeprosić nie tylko ministra Macierewicza. Pan ma obowiązek przeprosić ludzi, którzy codziennie walczą z chorobą psychiczną. Ludzi, którzy tak często obrażani są mianem „świra"!!!
2. Czytając słowa Radosława Sikorskiego, warto przypomnieć, że był on nie tylko marszałkiem Sejmu, ale także szefem dyplomacji i resortu obrony. Teraz można stwierdzić: „Spokojnie, nie jest on już czynnym politykiem - niech pisze, co chce". Pamiętajmy jednak, że jest on obecnie wykładowcą. Uczy studentów na Uniwersytecie Harvarda. Więcej, uczy ich - jak donosiły media - nauk politycznych, uczy dyplomacji. Cóż, kiedyś słowo „dyplomacja" utożsamiane było z klasą, kulturą osobistą i elitą. Czytając słowa Radosława Sikorskiego, można zastanawiać się, o czym i jak opowiada przyszłej amerykańskiej elicie.
Patrząc na łatwość, z jaką Radosław Sikorski w sposób nieparlamentarny obraża inne osoby, dojść można do wniosku, że obserwowana przez lata jego publiczna działalność była niczym innym, jak tylko zbiorowym urojeniem!
Autor jest wykładowcą Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, byłym rzecznikiem praw pacjenta szpitala psychiatrycznego, blogerem serwisu gosc.pl.