Bywa, że w gimnazjum wieje grozą. Ci z "Sucharskiego" w Sławnie pokazali jednak skrzydła. Pomogli koledze, który stracił dom w pożarze.
Miesiąc temu rodzinie Biretów spaliło się mieszkanie na poddaszu kamienicy na ul. Skłodowskiej w Sławnie. Domownicy zostali z niczym, ratując się z tragedii ucieczką przez okno po strażackiej drabinie.
Od pierwszej chwili w pomoc Biretom zaangażowały się różne środowiska. Parafia NMP w Sławnie ogłosiła zbiórkę do puszek po Mszach św. Z pomocą ruszyła rodzina, znajomi, MOPS oraz Gimnazjum Miejskie im. mjr. Henryka Sucharskiego, do którego uczęszcza poszkodowany Kacper Bireta. Rodzice uczniów otwierali portfele, robili zakupy i przynosili je do tymczasowego lokum pogorzelców. Drzwi się nie zamykały.
Także koledzy z klasy Kacpra, głowili się, jak mogą mu pomóc. Nestor Gabrysiak poprosił trenera z klubu UKS Kometa Sianów, by ogłosić zbiórkę. Znów otworzyły się portfele, z Sianowa przyszła kanapa, komoda, zapas owoców i słodyczy. Emilia Warzych i Kinga Trojnar zaproponowały, żeby zorganizować festyn i wciągnęły w to rówieśników.
- W pierwszych dniach po tragedii myślałam, że koledzy powinni zostawić Kacpra na jakiś czas w spokoju. Ale oni byli zbyt przejęci i bardzo spontaniczni. Zaczęli go wyciągać z domu, już nazajutrz po pożarze był z nimi na dworze - chwali zaangażowanie uczniów ich wychowawczyni Katarzyna Pokomeda.
Organizacją festynu zajęło się Szkolne Koło Caritas. To niemała ekipa, należy do niego 80 wolontariuszy. Wsparli ich także inni uczniowie oraz młodzież z miasta, zwłaszcza zespoły taneczne, które zgłosiły się, by wystąpić na festynie w hali sportowej gimnazjum.
Pojawili się młodzi wokaliści i solista-perkusista. Inni otworzyli stoiska z poczęstunkiem i tematyczne: uczniowie prezentowali na przykładzie warzyw i kwiatów przebieg procesów chemicznych, inni mierzyli ciśnienie, przeprowadzali testy na inteligencję albo malowali ochotnikom twarze farbkami.
- Często mówi się, że młodzież gimnazjalna jest trudna. Ale taka sytuacja pokazuje, jak dużo dobra noszą w sobie - podsumowuje Anna Borowiec, katechetka i opiekunka SKC. - Okazuje się, jak bardzo chcą coś zdziałać w takiej sytuacji. To dla nich szansa, by dowiedzieli się czegoś o sobie.
- Serce cieszy, że tylu młodych ludzi chce podejmować takie działania - chwali gimnazjalistów Renata Biernacka, wicedyrektor szkoły. - Każdy daje to, co potrafi. To też sprawa rodziców, bo to oni stoją za dziećmi i pomagają w upieczeniu ciasta, przygotowaniu strojów, nie szczędzą pieniędzy na przybory plastyczne, a zwłaszcza czasu i entuzjazmu.