W Koszalinie zakończyły się rekolekcje kapłańskie. Niemal wszyscy księża z diecezji, przez prawie tydzień, słuchali francuskiego rekolekcjonisty. W okresie rocznic święceń kapłańskich o pięknie i trudach tego powołania, z o. Danielem Ange rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.
Ks. Wojciech Parfianowicz: W seminarium koszalińskim był ojciec ostatnio ponad 20 lat temu. Wtedy było tu ponad 120 kleryków. Dzisiaj jest ich nieco ponad 40, a więc dużo mniej. Co zrobić, żeby powołań było więcej?
Daniel Ange: Dzisiaj, młody człowiek, aby zostać kapłanem, musi dokonać bardziej radykalnej rezygnacji ze świata niż kiedyś. Życie w świecie stało się tak bardzo pociągające, że czasami zostawienie go jest dużo trudniejsze. Ci, którzy dzisiaj odpowiadają na Boże powołanie, są naprawdę godni uszanowania. Może być tak, że głębia i entuzjazm niektórych powołanych dzisiaj, zrekompensuje niewielką liczbę.
Jednak liczba też jest ważna.
Myślę, że Pan nadal powołuje wielu, ale oni często rezygnują z powołania. To dowodzi też pokory Boga, który nie może pogwałcić naszej wolności. On nie może zrobić nic innego, jak tylko zapraszać, proponować, w dodatku z wielką czułością, delikatnością, wręcz z nieśmiałością.
My, już powołani, też mamy tu coś do zrobienia. W pewnym sensie mamy powtarzać powoływanie Jezusa, tzn. niejako powoływać razem z Nim, przede wszystkim poprzez pokazywanie piękna kapłaństwa. Musimy pokazać, jakie to jest szczęście być kapłanem, dać całe swoje życie Jezusowi, żyć całkowicie z Nim i w Nim. Powoływać oznacza więc także pociągać przez piękno.
My, księża, jesteśmy czasami za smutni?
Kiedy młody człowiek widzi kapłana naprawdę szczęśliwego, pełnego entuzjazmu i radości, z pewnością zrozumie, że życie z Jezusem to jest szczęście. Również w tekstach liturgicznych obrzędu święceń pada takie zdanie: "Wszystkim głoście słowo Boże, które sami z radością przyjęliście". Jezus w Wielki Czwartek, w modlitwie arcykapłańskiej, modli się za uczniów: "aby moją radość mieli w sobie w całej pełni" (J 17, 13). Jezus prosi o radość dla swoich apostołów.
Chcę powiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz. Kiedyś, większość powołań rodziło się w rodzinach, dzięki modlitwie najbliższych. Dzisiaj jest coraz mniej rodzin, które modlą się razem. Brakuje Bogu tego rodzinnego terenu do uprawiania powołań.
Są na szczęście nowe ruchy w Kościele. Tam dzisiaj rodzi się wiele powołań. Podobnie jest w miejscach świętych, do których przybywają pielgrzymki, np. w Medjugorie. Ale przede wszystkim powołanie rodzi się w chrześcijańskiej rodzinie.