Wielki koncern farmaceutyczny zapowiedział, że nie chce w tym uczestniczyć.
Pfizer Inc. to największa na świecie firma farmaceutyczna. Zatrudnia ponad sto tysięcy osób, a w 2006 roku osiągnęła sprzedaż na poziomie przekraczającym 48 mld dolarów. Jej zyski sięgały wówczas 19 miliardów dolarów. Jest zarejestrowana w Nowym Jorku. Tam też powstała w 1849 roku. Firma rocznie inwestuje około 7 miliardów na badania naukowe. Współpracuje z 250 ośrodkami badawczymi na świecie. Wchodzi w skład 30 największych spółek notowanych na nowojorskiej giełdzie - Dow Jones. O firmie Pfizer było głośno m.in. w 2012 roku po tym, jak musiała wycofać z rynku tabletki antykoncepcyjne, które mogły być nieskuteczne z powodu niewłaściwych dawek hormonów.
Jak podaje BBC, firma w specjalnym oświadczeniu ogłosiła, że podejmuje kroki, które mają zakazać używania jej produktów do sporządzania mieszanki wstrzykiwanej skazańcom podczas egzekucji. Śmiertelny zastrzyk to jedna z najpopularniejszych w USA metod stosowanych przy wykonywaniu kary śmierci. Skazanemu podaje się środek usypiający, a następnie wstrzykuje się preparat ograniczający oddychanie i doprowadza do zatrzymania akcji serca.
Firma napisała, że jej misją jest zastosowanie nauki do poprawy zdrowia i dobrego samopoczucia ludzi na każdym etapie życia. Tymczasem 7 składników wytwarzanych przez Pfizer stosowanych jest do sporządzania mieszanek podawanych w śmiertelnych zastrzykach. Firma zapowiedziała, że nie będzie sprzedawać ich na tego rodzaju potrzeby. Będą je mogli kupić jedynie odbiorcy, którzy będą w stanie poświadczyć, że użyją ich wyłącznie w celach leczniczych.
Jak podaje BBC, Unia Europejska zakazała w 2011 roku eksportu tego rodzaju leków do USA, co zmusiło tamtejszych producentów do wyprodukowania zamienników. Podobną do Pfizera decyzję podjęło też 20 innych amerykańskich i międzynarodowych koncernów.
W USA co rusz pojawiają się głosy, że powinno się odstąpić od wykonywania kary śmierci. Decyzje koncernów farmaceutycznych mogą tu być ważnym argumentem. Śmiertelny zastrzyk był bowiem metodą stosowaną najczęściej od lat osiemdziesiątych. Jednak debata o karze śmierci trwa. Rozgorzała nowym ogniem w 2014 roku, gdy za pomocą śmiertelnego zastrzyku stracono Claytona Locketa, który umierał przez 43 minuty. Dostał drgawek, kopał i krzyczał. Władze więzienia, w którym został stracony, twierdziły, że powodem komplikacji były problemy z krążeniem skazańca. Wiadomo też, że w jego przypadku po raz pierwszy użyto niestosowanej wcześniej substancji uspokajającej.