Narodziny dziecka kilka tygodni po śmierci mamy to przykład, że życie zawsze jest najwyższą wartością.
W tygodniu obiegła Polskę informacja o niezwykłym wydarzeniu, które media okrzyknęły mianem cudu. Dziecko urodziło się w 26 tygodniu ciąży, prawie dwa miesiące po... śmierci swojej matki.
Stan noworodka był bardzo poważny - niewydolności małego organizmu ze względu na skrajne wcześniactwo bardzo duże, ale sytuację udało się opanować i dziś, po trzech miesiącach, nie jest już hospitalizowane. Jak zwracają uwagę lekarze, trzeba się liczyć z tym, iż powikłania okołoporodowe będą miały wpływ na jego rozwój.
Agnieszka Jalowska, pediatra i bioetyk, która pracuje Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, w którym doszło do zdarzenia, zaznacza, że nie należy tej sytuacji rozpatrywać w kategoriach cudu.
- Takie rzeczy się zdarzają, choć rzeczywiście niezwykle rzadko. Zawiłość sytuacji polega na tym, iż stan matki i dziecka mógł być znacznie gorszy, tak jak w większości przypadków. Możemy powiedzieć, że był to szczęśliwy dla dziecka przebieg wydarzeń - tłumaczy.
Pani doktor podkreśla, że sformułowanie "martwa kobieta", które pojawiło się również na łamach "Gościa Niedzielnego", jest bardzo nieszczęśliwe, bo jest nieprawdziwe.
- Osoba, u której można byłoby przeprowadzić kwalifikację do stwierdzenia tzw. śmierci mózgowej nie jest osobą zmarłą, jest osobą, która potencjalnie taką procedurę by przeszła, natomiast u tej pacjentki jej nie przeprowadzono, czyli nie możemy mówić, że była to osoba zmarła - tłumaczy.
Dodaje również, że w momencie, w którym ta pani znalazła się w tak krytycznym sytuacji, gdy doszło do obumarcia mózgu, dziecko było na etapie rozwoju, który uniemożliwiałby mu przeżycie poza organizmem matki.
- Czas podtrzymania czynności życiowych organizmu pozwolił przekroczyć tę granicę do momentu, w którym przy udziale specjalistycznej intensywnej opieki dziecko można było uratować - mówi dr Jalowska.
Oczywiście można w tej sytuacji mówić o dylemacie etycznym. Dr Jalowska zwraca uwagę, że z pewnością podczas podejmowania decyzji o podtrzymaniu funkcji życiowych matki ze względu na dziecko, liczył się punkt odniesienia jakim jest życie, które należy ratować. - Ono ma najwyższą wartość. Skoro można zrobić coś dla życia, które trwa, to należy to zrobić.
Trochę podobna sytuacja - dylematu etycznego - występuje wtedy, gdy kobieta w ciąży ciężko choruje. Podjęcie w tym przypadku leczenia może mieć negatywny skutek dla dziecka, które nosi pod sercem, ale czasami, ratując życie matki, nie można uniknąć tego skutku.
W opisywanym przypadku również nie da się uniknąć kontrowersji etycznych. - Jeżeli jednak uznajemy, a tak dzieje się w etyce personalistycznej, że punktem odniesienia jest człowiek, który ma wartość przez samo bycie człowiekiem i godność osoby, to nie jest ważne, czy jest 17-tygodniowym dzieckiem w łonie matki, czy starcem w śpiączce, zawsze jego życie z przyrodzoną godnością jest najwyższą wartością, którą należy chronić - przekonuje dr Jalowska.
Czytaj także TUTAJ.