Doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej - uznał Sąd Apelacyjny w Białymstoku i skazał w środę na 2,5 roku więzienia młodą kobietę, która pchnęła nożem agresywnego wobec niej konkubenta. Mężczyzna zmarł w szpitalu.
Sąd apelacyjny utrzymał tym samym karę orzeczoną przez Sąd Okręgowy w Łomży. Środowy wyrok jest prawomocny.
Początkowo 21-letnia kobieta, obecnie przygotowująca się do matury w liceum dla dorosłych, była oskarżona o zabójstwo. Doszło do niego przed rokiem w domu jej konkubenta w Nowogrodzie. Mężczyzna po alkoholu bywał wobec niej agresywny, a tego dnia znowu doszło do awantury; bił ją, szarpał za włosy, przewrócił na podłogę i wyzywał, grożąc przy tym śmiercią.
Sąd okręgowy przyjął taki przebieg zdarzeń, że - znając wcześniejsze zachowanie mężczyzny i obawiając się spełnienia przez niego gróźb - gdy kobieta zdołała się uwolnić, wzięła kuchenny nóż i zadała nim jeden cios. Trafiła w szyję i choć od razu próbowała silny krwotok zatamować i wezwała pogotowie, po kilku dniach jej konkubent zmarł w szpitalu.
Ostatecznie Sąd Okręgowy w Łomży przyjął, iż kobieta przekroczyła granice obrony koniecznej, stosując sposób obrony "niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu". I przy takim założeniu, skazał ją na 2,5 roku więzienia nie za zabójstwo, a za - jak to ujmuje Kodeks karny - spowodowanie "ciężkiego uszczerbku na zdrowiu", czego następstwem była śmierć.
Apelację złożył obrońca oskarżonej. Chciał albo uznania, iż była to jednak obrona konieczna (sprawca nie popełnia przestępstwa) albo przekroczenie granic takiej obrony, ale w sytuacji działania pod wpływem strachu i emocji uzasadnionych okolicznościami, co wyłączyłoby karanie.
Prokuratura nie chciała zmiany wyroku, ale w kwalifikacji prawnej uwzględnienia przez sąd, iż tuż po zadaniu ciosu nożem oskarżona próbowała konkubenta ratować, a w trakcie procesu wyraziła tzw. czynny żal z powodu tego, co się stało.
Sąd apelacyjny apelację oddalił i wyrok 2,5 roku więzienia utrzymał. Uznał m.in., że przewaga sił była po stronie kobiety (była wyższa i cięższa od konkubenta, który do tego był pijany) i mogła w inny sposób, niż przy użyciu noża, odeprzeć jego atak.
Sąd uznał też za jednoznacznie udowodnione, iż pchnięcie nożem miało miejsce, gdy oboje stali, a nie - jak przekonywała obrona - gdy kobieta leżała na ziemi i była atakowana tam przez konkubenta.
W uzasadnieniu sąd odwoławczy zwrócił też uwagę, że gdyby w takiej sprawie jak ta, doszło do uniewinnienia, można byłoby to uznać za przyzwolenie do takich drastycznych rozwiązań podczas awantur domowych.