X Zjazd Gnieźnieński, dzień drugi. Subiektywnym okiem uczestnika.
Życie jest sztuką wyboru. Chyba właśnie ukazaniu tej prawdy służył organizatorom X Zjazdu Gnieźnieńskiego jego drugi dzień. Sesje plenarne – w sumie sześć – odbywały się równolegle. A później był jeszcze spory wybór warsztatów i koncert. Ci, którzy nie otrzymali daru bilokacji, musieli więc wybierać.
Tematy poruszane dziś na Zjeździe dotyczyły różnych dziedzin życia. Łączyło je jedno: właściwie wszystkie były próbą pokazania, co znaczy być w dzisiejszym świecie chrześcijaninem. „Odkrycie małżeństwa jest przed nami”, „Kultura i wiara: jak zszyć rozerwane przymierze?”, „Europa - «Raj» i «Twierdza»?” brzmiały tytuły tych, które zdecydowałem się opuścić. Wybrałem inne trzy. Na początku była...
Ekonomia bez wykluczenia
Ku gospodarce, która by nie wykluczała. Uda się? Andrzej Macura Jaki jest ten dzisiejszy świat, gdy spojrzeć na niego z perspektywy ekonomii? Podobno 1,2 mld osób spośród mieszkańców Ziemi z punktu widzenia kapitału jest zupełnie niepotrzebna – stwierdził profesor Paul H. Dembinski z genewskiego Obserwatorium Finansowego. Tylko wzgląd na zasady moralne każe nam nawet nie myśleć, że należałoby ich zabić. Są ciężarem? Niezupełnie. I tak 50% tego, co wyprodukujemy, ląduje w koszu. Marnotrawstwo? Ceny towarów, także jedzenia, są zbyt niskie, byśmy mogli bogatych zdyscyplinować, aby nie wyrzucali. Ale i tak za wysokie dla tych, którzy nie mają. 40 proc. populacji świata produkuje i spożywa 10 proc. światowej produkcji. 40 proc. światowego produktu jest konsumowane przez 10 proc. najbogatszych. I te dysproporcje nie pozwalają na „doganianie” krajów bogatych przez kraje biedne. Obraz przedstawiony przez prof. Dembinskiego faktycznie nieciekawy.
Zwrócił on też uwagę, że w ostatnich dziesięcioleciach udało się może zredukować w świecie liczbę głodnych, ale przybyło niepotrzebnych. W tym kontekście prelegent zwrócił uwagę na to, że człowiek „potrzebny” jest nie tylko jako pracownik w firmie, ale też jest potrzebny w rodzinie. Ale – jak stwierdził – gospodarka bez wykluczenia w tych modelach, które dziś obowiązują, praktycznie jest niemożliwa. Bo sama instytucja rynku powoduje wykluczenie.
Jak więc ten problem rozwiązać? Nie ma na to gotowej recepty, ale wydaje się, że trzeba zauważyć trzy sprawy – stwierdził prof. Dembinski. Po pierwsze, trzeba zauważyć, że homo economicus to nie człowiek prawdziwy, to swoisty Frankenstein ekonomii. Trzeba w ekonomii widzieć prawdziwego człowieka. Po drugie, ekonomiści muszą pamiętać o interesie społecznym. A dobro wspólne to nie wynik dodawania, ale mnożenia. Jeśli któryś z czynników wynosi 0, to iloczyn też wynosi 0. No i po trzecie powinni pamiętać, że nie liczy się tylko efektywność, ale też jakość życia.
W czasie dyskusji po wykładzie profesor Andrzej Blikle zauważył, że w niejednej firmie marnuje się wiele potencjału ludzkiego; wykorzystując go nawet bez ponoszenia dodatkowych kosztów można osiągać lepsze wyniki. Profesor Krzysztof Jasiecki zwrócił uwagę, że państwo nie tworzy tzw. kapitału społecznego, jako przykład podając opodatkowanie jednostek, ewentualnie małżeństw, a nie całej rodziny. Marek Tarnowski z kolei zauważył, że problemem wielu polskich firm jest nie tyle brak pieniędzy, ale... celu. Dr Marcin Kędzierski zwrócił uwagę na potrzebę akcjonariatu pracowniczego. Pozwala to czerpać dochody zarówno z pracy, jak i własności, a jednocześnie sprawia, że pracownik jest odpowiedzialny za to, co robi, nie pozostawiając losu firmy menadżerom. No i przede wszystkim zwrócono też uwagę na podstawową zasadę katolickiej nauki społecznej, jaką jest zasada powszechnego przeznaczenia dóbr.
Wiele myśli, wiele wskazań. Ale jak się za to wezmą tęgie głowy, może doczekamy się gospodarki, w której nie będzie wykluczenia?
Wyzwoleni, ale czy już wolni? Europa Wschodnia 25 lat po rozpadzie ZSRR
Wolność to trudne wyzwanie. Trzeba ją zagospodarować Andrzej Macura W czasach komunizmu był kij i marchewka – mówił w swoim referacie prof. Bohdan Cywiński. 25 lat temu kij okazał się za słaby, ale problemem ciągle był apetyt na marchewkę. Bo jak się marchewkę je, to coraz lepiej smakuje. Tyle że – jak zauważył profesor – jest z marchewką pewien kłopot. Tę marchewkę każdy je dla siebie. Inaczej niż kij, który między krzywdzonymi wytwarza więź, marchewka dzieli.
Mówca zwrócił też uwagę, że w każdym z krajów byłego ZSRR sytuacja jest nieco inna. A zależy to po pierwsze od tego, czy dany naród miał w ostatnich czasach choć krótki epizod niepodległości. Dla mieszkańców niepodległych w XX-leciu międzywojennym krajów bałtyckich przyłączenie do ZSRR było okupacją. Dla Białorusinów, Ukraińców, Ormian, Azerów i Gruzinów, którzy albo niepodlegli nigdy nie byli, albo byli wolni, ale wiele pokoleń temu, brak niezależności był normą. Na to wszystko – zauważył profesor- nakładają się różnice religijne. Prawosławni są zazwyczaj przekonani, że światu nie można ufać. Ewangelicy, że świat należy zmieniać. Katolicy? Profesor nie chciał powiedzieć ;). A muzułmanie jeszcze inaczej to widzą.
Prof. Cywiński zwrócił też uwagę, że inaczej niż w Europie Zachodniej, ale podobnie jak w Ameryce Południowej, w byłych krajach bloku wschodniego pojęcie sprawiedliwości społecznej oznacza przede wszystkim dostrzeżenie ludzkiej godności. Mieszkańcy tych krajów nie ufają, że w życiu publicznym funkcjonuje prawda i prawo. Dlatego nie zastanawiają się, kto co mówi, ale dlaczego to mówi, jaki ma w tym ukryty interes. Trzeba przyznać, zaskakująco trafna diagnoza także po części naszej, polskiej rzeczywistości.
Podczas dyskusji dr Andriej Baumeister z Kijowa zwracał uwagę że Ukraińcy 25 lat temu nie byli gotowi na wolność. Ona im została dana, ale nie bardzo było wiadomo, dokąd zmierzać, bo brakowało elit. Nie ma też na Ukrainie jednego, silnego Kościoła, który mógłby taką rolę przywódczą pełnić. Ale teraz, zwłaszcza odkąd trwa wojna, te elity się tworzą. I wiadomo już, że swoją przyszłość Ukraińcy widzą w Europie. Krzysztof Stanowski, prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej, zwrócił między innymi uwagę na fakt, że w naszej części świata bohaterstwem jest uczestniczenie w zabijaniu: albo samemu zabić wroga, albo zginąć. Ale zrozumieliśmy – stwierdził – że to nie jest droga dla naszych dzieci. Siergiej Chapnin publicysta i były redaktor wydawnictw Patriarchatu Moskiewskiego, stwierdził z kolei, że w życiu religijnym Rosji nie dominuje dziś prawosławie, a poradziecka mitologia religijna, która uważa się za prawosławie; jej wyznawcy są ludźmi radzieckimi, a chcą się nazywać prawosławnymi. W kontekście spotkania patriarchy Cyryla z papieżem Franciszkiem zwrócił też uwagę na krytykę, jaka spadła na Patriarchę za to spotkanie ze strony konserwatywnego prawosławia. Agnieszka Romaszewska, dyrektor Bielsat TV, zwróciła zaś uwagę na potrzebę nowego rodzaju dziennikarstwa, w którym naczelną zasadą powinno być szukanie prawdy, a nie obiektywne przekazywanie opinii. Jej zdaniem jest to szczególnie ważne w obliczu wojny hybrydowej, której jednym z istotnych elementów jest wojna informacyjna.
Wiele różnych myśli i na koniec jeszcze jedna, podsumowująca, a zapożyczona od jednego z prelegentów: Kościół niepotrzebnie w swoich wskazaniach społecznych koncentruje się na aborcji czy in vitro. Powinien bardziej się angażować w życie społeczne, animować powstawanie społeczeństwa obywatelskiego. Przecież mamy społeczne nauczanie Kościoła. Dlaczego nie próbować zmieniać nim naszego, czasem nieciekawego świata?
Ukraina – Rosja – Polska: czy możliwe są pokój i pojednanie?
Od pojednania jednostek do pojednania narodów droga daleka. Ale trzeba się w to włączyć Andrzej Macura Arcybiskup Światosław Szewczuk to postać bardzo ciekawa. Mimo problemów, jakie trapią dziś Ukrainę, nie traci pogodnego widzenia świata. Takim jawił się w spotkaniach podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego. Jego wystąpienie dotyczące ukraińsko-polskiego i ukraińsko-rosyjskiego pojednania dla nie skoncentrowanych na tym problemie – bardzo ciekawe. Bo pokazujące, ile się na tym polu w ciągu siedemdziesięciu lat od wojny działo i jak trudno nawet ważne gesty przenikają do świadomości publicznej. To spotkanie prymasa Hlonda i biskupa Iwana Buczko w papieskim Kolegium św, Jozafata w Rzymie już 22 maja 1945 roku, to spotkanie z inicjatywy Jana Pawła II polskich i ukraińskich biskupów w Kolegium Polskim w Rzymie w 1987 roku, gdzie padły z ust prymasa Glempa słowa, że „jesteśmy wobec siebie dłużnikami, ponieważ nie zdołaliśmy wprowadzić w życie nauki, która wypływa ze wspólnoty naszego chrztu”. Po tych słowach kardynał Myrosław Lubacziwski wyciągnął rękę na ”znak pojednania, przebaczenia i miłości’. Potem było wiele innych takich gestów. Między innymi takich, w których wyraźnie padły słowa prośby o przebaczenie. Wszystkie jednak słabo funkcjonują w społecznej świadomości. Ale to temat niezmiernie szeroki, podobnie jak zawiłości relacji rosyjsko-ukraińskich, także na płaszczyźnie kościelnej, wart szerszego potraktowania. Bo w sumie sporo się w tych sprawach dzieje, a i na Zjeździe nie brakowało wypowiedzi na ten temat przy okazji innych wydarzeń. Obiecuję w najbliższym czasie do niego powrócić. I udostępnić zainteresowanym treść wystąpienia arcybiskupa Szewczuka,