Podczas kolejnej Czwartkowej Katechezy Wrocławskiej s. Małgorzata Chmielewska opowiadała, dlaczego harowanie od rana do nocy, by utrzymać rodzinę, to nagroda, i że w niebie nie będzie już PiS-owców, PO-wców i PSL-owców.
Na początku prelegentka tłumaczyła, że celem życia każdego chrześcijanina jest Jezus i niebo, natomiast jej wspólnota próbuje zrealizować ten cel poprzez życie z ubogimi wokół Chrystusa w Eucharystii. Często zadaje ona pytanie otaczającym ją osobom: "Dlaczego Chrystus przyszedł na świat?".
- Wszystko jedno, czy odpowiadają księża, biskupi czy dzieci pierwszokomunijne: "Przyszedł po to, aby nas zbawić". Ale co to znaczy? Nikt z nas nie zastanawia się głęboko, co to znaczy "zbawić". Używamy terminów, które stały się sloganami, a których znaczenia nie do końca rozumiemy - skwitowała siostra zakonna. Przytoczyła w tym kontekście słowa św. Pawła: "Chrystus przyszedł na świat, żeby pojednać świat ze sobą i nam zlecił posługę jednania".
Jej wspólnota chce być odbiciem ludu Bożego, która gromadzi wszystkie powołania. - To, co niszczy naszą miłość, to jest oderwanie i brak jedności. W centrum życia naszej wspólnoty jest Jezus w Eucharystii, ale i człowiek ubogi. Każdy z nas został stworzony do miłości. Szukamy jej w najrozmaitszy sposób, czasami okropnie błądząc w rozmaitych ideologiach, narkotykach, seksie - mówiła s. Chmielewska.
Uważa, że jesteśmy przyzwyczajeni do obrazu Pana Jezusa Miłosiernego i nie zastanawiamy się nad sensem słowa "miłosierdzie". A to oznacza, że każdy z nas jest zanurzony i otulony miłością samego Boga w sercu. - Ludzie pytają mnie: "Dlaczego mam okazywać miłosierdzie człowiekowi pijanemu, samotnej matce, której kompletnie nie znam, muzułmaninowi, jakiemuś smarkaczowi, rumuńskiej Cygance, która żebrze pod kościołem?". Pan Jezus odpowiada: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" - wyjaśniała zakonnica.
Zaznacza przy tym, że mamy jeszcze ogromny problem z uznaniem za brata innych od nas, np. pochodzących z innej kultury itp. A co z miłością nieprzyjaciół? Czyli tych, którzy nie są naszymi przyjaciółmi, ale niekoniecznie są wrogami? Mówią innym językiem, mają inne poglądy polityczne, mieszkają w innym miejscu, mają inny kolor skóry, są bezdomni... - Tę miłość do nieprzyjaciół traktujmy jako sprawdzian tego, czy jesteśmy uczniami Pana Jezusa. Bo fajnie się tworzy wspólnotę z kimś, kto gra dobrze na gitarze, inny śpiewa ładnie "Alleluja", a duszpasterz jest po prostu odlotowy - tłumaczyła prelegentka.
- Dużo trudniej porozmawiać ze starszą, schorowaną i zgryźliwą sąsiadką, która w kółko mówi o tym samym, a której pies budzi mnie o 6.00 rano. W rzeczywistości Chrystus zna nas doskonale i mówi: "Wyluzuj! Ten drugi jest taki sam jak ty. Może inaczej wygląda, może mówi innym językiem, ale przestań się go bać. Ma takie same troski jak ty. Może nie umie pisać i czytać, może nie ma nóg, ale tak samo pragnie być kochany" - przypomniała s. Chmielewska.
Jej zdaniem, gdyby nie Chrystus, nigdy nie doszłoby do spotkania w ramach Czwartkowych Katechez Wrocławskich. - Mamy różne zawody, zainteresowania, pochodzimy z różnych rodzin i środowisk. A Jezus ma takie poczucie humoru, że łączy swoją osobą ludzi bardzo różnych. W niebie zaś nie będzie już PiS-owca, PO- owca i PSL-owca - wyjaśniała prelegentka.
Przebywanie z ludźmi ubogimi uczy ją, że to, co ma, nie jest jej własnością ani zasługą. Dlatego warto potraktować swoje życie jak wędrówkę. Darmo dostaliśmy, darmo dawajmy: czas, uśmiech itd.
- Bardzo wielu młodych ludzi mówi z pretensją: "Czemu ja mam się dzielić, kiedy na to tak ciężko pracowałem?". Nie musisz. Jesteś wolny. Ale pamiętaj, że sam na wszystko nie zarobiłeś. To, że urodziłeś się z dwiema rękami i nogami, pewną inteligencją, pod koniec XX wieku, czyli w czasach, w których nie lecą nam w Polsce bomby na głowę, nie jest efektem twojej pracy - tłumaczyła s. Małgorzata.
Każdy z nas jest otulony płaszczem miłosierdzia. Co chwilę dostajemy zaś od Boga prezent. - Nawet to, że mogę harować od świtu do nocy, żeby zarobić na własne dzieci, jest nagrodą! Miliony ludzi chciałyby mieć pracę i móc wyżywić potomstwo. Nie mogą, bo wojna, bo bieda, bo choroba. Musimy po prostu inaczej spojrzeć na nasze życie. Przestańmy się tak okropnie sobą przejmować - skwitowała przełożona Wspólnoty "Chleb Życia".