publikacja 13.02.2016 21:08
Na ulicy trudno żyć, i trudno na niej umierać. Wspólnota św. Idziego modliła się z bezdomnymi za ich przyjaciół, którzy umarli bez dachu nad głową.
Janusz chorował na serce. Wezwana karetka po długich nalegania zabrała go do szpitala, z którego został wypuszczony po podstawowych badaniach. Zmarł następnego dnia na ulicy.
32-letni Adam w mroźną noc został wyrzucony z klatki, na której spał. Zmarł z wychłodzenia organizmu.
Pani Klaudia, starsza samotna kobieta odeszła w styczniu 2015 r. Czekała na pogrzeb trzy miesiące, a ponieważ policji nie udało się potwierdzić jej tożsamości i odnaleźć rodziny, została pochowana w grobie z tabliczka "NN".
- Na ulicy trudno żyć i trudno na niej umierać. Bezdomni często odchodzą tak jak żyli, w sposób anonimowy i niezauważony. Dzieje się tak zwłaszcza zimą, gdy wiele osób umiera nie tylko z powodu mrozu, ale i obojętności innych. Ten kto żyje na ulicy rzadko jest nazywany po imieniu i każdego dnia staje się coraz bardziej anonimowy. Pamięć o tych osobach ich imiona i twarzach jest wyrazem naszej przyjaźni. Ale wierzymy też, że Bóg zna po imieniu każdego człowieka - mówiła na rozpoczęcie liturgii Magdalena Wolnik, odpowiedzialna za warszawską Wspólnotę Sant’Egidio.
Każdy zmarły bezdomny to jedna świeca. Co roku ich przybywa Tomasz Gołąb /Foto Gość
Mszę św. sprawował o. Konrad Keler SVD. Liturgia ma być nie tylko wyrazem pamięci o tych osobach, ale jednocześnie apelem do mieszkańców Warszawy o przeciwstawianie się obojętności i o solidarność z osobami bezdomnymi i ubogimi - zimą i w ciągu całego roku, co może ocalić ich życie i uczynić lepszym życie nas wszystkich.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07