Papież Franciszek wyznał w poniedziałek zakonnicom i zakonnikom, że czasem nachodzi go pokusa, by stracić nadzieję wobec kryzysu powołań. Przestrzegał jednak przed przyjmowaniem do zakonów wszystkich chętnych i wprowadzaniem zasad "wojskowego posłuszeństwa".
Podczas zorganizowanego z okazji Roku Miłosierdzia spotkania z 5 tys. przedstawicieli zakonów i zgromadzeń w przeddzień ich święta, czyli uroczystości Ofiarowania Pańskiego, Franciszek z niepokojem mówił o pustoszejących klasztorach prowadzonych niekiedy przez kilka "zakonnic staruszek".
"Muszę wam wyznać, że wiele mnie kosztuje to, gdy widzę spadek powołań i kiedy pytam biskupów, ilu mają seminarzystów, a ci odpowiadają: czterech, pięciu" - powiedział papież podczas audiencji w watykańskiej Auli Pawła VI.
Odłożył przygotowane przemówienie, jakie miał wygłosić mówiąc, że jest "trochę nudne" i improwizował.
Następnie zażartował, że w związku z kryzysem powołań "niektóre zgromadzenia robią eksperymenty ze sztucznym zapłodnieniem". Po tych słowach, które wywołały śmiech słuchaczy, papież wyjaśnił, że ma na myśli sytuacje, gdy przyjmuje się wszystkich. "A potem są problemy, należy przyjmować do zakonów z powagą i rozpoznać tych z prawdziwym powołaniem" - podkreślił.
Papież dodał, że zakony nie mogą być miejscem "wojskowego posłuszeństwa" i "dyscypliny". Posłuszeństwo jako "ofiarowanie serca" jest potrzebne, bo "anarchia jest córką diabła" - powiedział.
Franciszek zauważył następnie, że kiedy zgromadzenia zakonne kurczą się, to niekiedy "przywiązują się do pieniędzy". Zakonnicy "myślą, że pieniądze uratują im życie, myślą o starości, o tym, by nie brakowało im tego czy tamtego" - powiedział papież, który przypomniał następnie, że pieniądze nie dają nadziei. "Przeciwnie, doprowadzą do upadku" - ostrzegł.
Papież wskazał, że wybór życia konsekrowanego nie może oznaczać oddalenia się od ludzi i "wszystkich wygód" z tym związanych. Chodzi o to, by być blisko ludzi, rozumieć życie chrześcijan i niechrześcijan, ich cierpienia i problemy - wyjaśnił. Wybór życia konsekrowanego "nie oznacza wspięcia się jeden, dwa, trzy schodki wyżej w społeczeństwie" - podkreślił.
Franciszek przestrzegł również, co czynił już wcześniej wielokrotnie, przed "terroryzmem plotek". "Ten, kto plotkuje jest terrorystą w swojej wspólnocie, bo rzuca jak bombę słowo przeciwko innemu, a potem odchodzi spokojnie" - oświadczył. Jeśli komuś przychodzi ochota, by "rzucić bombę plotki, niech mocno ugryzie się w język" - poradził papież.