W opiece nad kobietą, która doświadczyła dramatu poronienia obowiązuje jeden standard. Chodzi o standard bycia człowiekiem.
Idzie nowe
Pod koniec stycznia Polska Agencja Prasowa przekazała informacje, zgodnie z którą Ministerstwo Zdrowia ustaliło nowe standardy dotyczące medycznej opieki nad kobietami, których dzieci zmarły przed narodzeniem. Zgodnie z nimi „...kobieta, która straciła dziecko, nie powinna przebywać w sali razem z innymi ciężarnymi lub kobietami, które urodziły zdrowe dzieci. Należy też zadbać o to, aby pacjentka nie miała z nimi kontaktu podczas pobytu na oddziale. Z kolei personel powinien ją traktować z szacunkiem, a badania i zabiegi powinny być wykonywane w intymnej atmosferze." W przywołanych ministerialnych zaleceniach podkreślono ponadto, że w omawianej sytuacji personel powinien dołożyć wszelkich starań, mających na celu poszanowanie praw pacjentki.
Czytając podobne wytyczne pojawić się może istotna wątpliwość. Czy ustanowienie bowiem podobnych standardów jest dowodem na to, iż prawa kobiet, które poroniły, były w jakiś sposób łamane? Ponadto, czy wskazywanie na konieczność poszanowania praw pacjentek nie odnosi się w istocie do zjawiska oczywistego?
Standardy braku standardów
Z całą pewnością odpowiadając na pierwsze pytanie należy zaznaczyć, że poziom poszanowania praw pacjentek, których dzieci zmarły przed narodzeniem w wielu wypadkach pozostawiał i nadal pozostawia wiele do życzenia. Badając powyższy temat natrafić można na opisy zdarzeń, które podsumować można wyłącznie pytaniem; Ale jak to możliwe?! Analizując poszczególne przypadki widzimy sytuacje, w których rejestratorki medyczne krzyczały np. przez cały korytarz „Teraz następna Pani, mówię o Pani z poronieniem!". Pojawiają się opisy, w których kobieta, której dziecko zmarło jeszcze w łonie, dowiadywała się o tym na korytarzu, przed lekarskim gabinetem. Częstokroć „standardem” było kierowanie pacjentki w podobnym stanie do sal gdzie przebywały kobiety spodziewajcie się przyjścia na świat zdrowego dziecka. Cierpienie kobiet wzmagał nie tylko widok tatusiów, którzy całowali brzuszki swoich żon. Wspomniane żony regularnie chodziły na „tony", a więc badanie rejestrujące bicie serca maleństwa (KTG). Podobne dźwięki dają szczęście. W przypadku poronienia i oczekiwania na „wydobycie zmarłego dziecka z macicy", są jednak torturą. Pisząc o standardach trudno nie wspomnieć o pojawiającym się nadal braku zrozumienia w przypadku chęci zabrania przez rodziców zwłok maleństwa. Przez dziesięciolecia kolejne pokolenia medyków „uświadamiane" były, że w podobnej sytuacji to nie ciało, ale odpad medyczny. Po co urządzać zatem pogrzeb dla „odpadu"?
Oczywistym jest, iż nie można generalizować. Podobnych sytuacji jest zapewne z roku na rok coraz mniej- trzeba w to wierzyć. Uznanie jednak, iż ich nie ma w ogóle, jest niestety przejawem naiwności.
Dobra zmiana
Pojawienie się powyżej wskazanych, ministerialnych standardów oraz zaleceń jest działaniem trudnym do przecenienia. W medycynie obowiązują bowiem nie tylko ustawy i rozporządzenia. Rekomendacje, standardy i zalecenia to dokumenty, które mają przełożenie na konkretne sytuacje kliniczne. Więcej, dokumenty te posiadają moc wychowawczą. Standardy wchodzą bowiem w „zawodową krew". To one ponadto są jednym z elementów tzw. stanu aktualnej wiedzy medycznej. Pacjent ma prawo, by podejmowane wobec niego dziabania były w pełni zgodne z owym stanem.
Wskazana we wstępie decyzja resortu zdrowia wydaje się faktycznie mieć szczególne znaczenie dla poszanowania praw pacjenta. Temat owych praw niejednokrotnie wzbudza nie tyle zainteresowanie, ile raczej ironię. Sytuacje kobiet, które poroniły dzieci wskazuje bowiem, że prawa pacjenta to w praktyce wyłącznie teoria. Moc standardów powoduje jednak (miejmy taką nadzieję), iż nastąpi przełożenie teorii na praktykę.
Aż trudno w tym miejscu nie zastanowić się skąd biorą się jednakże sytuacje tak wyraźnego naruszania praw pacjentek? Czy troska o kobietę, która cierpi nie powinna być zjawiskiem wręcz automatycznym, wynikającym z bycia człowiekiem? Przecież osoby, które wybierają takie kierunki specjalizacyjne, jak ginekologia i położnictwo, kierują się zapewne w wielu wypadkach szczytnymi i pięknymi ideałami.
Nie ma jednej przyczyn, która powoduje, iż medyk, widząc pacjenta zapomina, że to człowiek, który na niego liczy. Idea praw pacjenta, która pojawiła się w ostatnich dekadach XX w. miała na celu, z jednej strony zrównanie pozycji zajmowanych przez pacjentów i ekspertów medycznych. Z drugiej zaś perspektywy była ona przypomnieniem humanistycznych wartości medycyny, coraz bardziej zapatrzonej w technikę, która zwiększyła skuteczność leczenia, ale jednocześnie sprawiła, iż w wielu sytuacjach pacjent, jest wyłącznie „przypadkiem”, „ciekawą sprawą” lub „casusem”. Standardy dotyczące opieki nad kobietą w ww. trudnej sytuacji przypominają ponadto obowiązującą w medycynie oraz w polskim Kodeksie Etyki Lekarskiej zasadę, zgodnie z którą „Podejmując działania lekarskie u kobiety w ciąży lekarz równocześnie odpowiada za zdrowie i życie jej dziecka. Dlatego obowiązkiem lekarza są starania o zachowanie zdrowia i życia dziecka również przed jego urodzeniem.” W trakcie tzw. światopoglądowych sporów zapominamy niejednokrotnie, że ten „ktoś” przed narodzeniem, to nie jest wyłącznie: embrion, płód, organizm, czy też nawet istota lub osoba. To jest pacjent, który ma swoje prawa, w tym prawo do godnej śmierci. Będzie miała ona taki charakter nie tylko w chwili, w której ogłaszane będą nowe, ważne standardy. Ich realizacja, a także piękne przestrzeganie praw pacjenta (w tym pacjentki w obumarłej ciąży) nastąpić może wyłącznie wówczas, gdy personel pamiętać będzie, że szpital - jak mawiał prof. Atonii Kępiński- nie jest miejscem spotkania z chorobą, ale z człowiekiem, który jest chory, który cierpi i się boi.
Autor artykułu - dr Błażej Kmieciak - jest koordynatorem Centrum Bioetyki Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, z wykształcenia jest socjologiem prawa i pedagogiem specjalnym. Na portalu gosc.pl prowadzi blog „Między pytaniem a odpowiedzią”