W ten straszny wieczór, gdy runął dach hali MTK, na miejsce szybko dotarł nasz fotoreporter.
Zegary pokazywały godzinę 17.15, kiedy dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich w Chorzowie zwalił się na tłum ludzi. 28 stycznia 2006 roku odbywały się tutaj międzynarodowe targi gołębi pocztowych. Mija 10 lat od tej tragedii. Życie straciło w niej 65 osób, a około 140 zostało rannych.
W ten straszny wieczór w pobliże hali szybko dotarli nasi koledzy z "Gościa", dziennikarz Jarek Dudała i fotoreporter Heniek Przondziono. Pracowali tam długo w noc. Dzięki nim i innym śląskim reporterom, udokumentowana została katastrofa i poświęcenie ratowników. Ratownicy medyczni, strażacy, ratownicy górniczy z narażeniem życia wchodzili w niestabilne, stalowe rumowisko, i wyciągali przygniecionych ludzi - Polaków Jan Matys z Opola ocalał, choć został przygnieciony Przemysław Kucharczak /Foto Gość i gości zza granicy.
Śmierć babci z wnuczkiem
Wśród tych, którzy ocaleli, jest Jan Matys z Opola. Zginęła jednak jego szefowa z firmy, która handluje gołębiami, oraz wielu przyjaciół. Leżał na plecach, przygnieciony ciężkim żelastwem, ledwie oddychał. W prawej ręce trzymał dwie wciąż dzwoniące komórki, ale... nie umiał ich odebrać. W końcu udało mu się przepchnąć jedną z nich pod plecami. Odebrał telefon od syna, powiedział, że wciąż żyje, ale pomoc nie nadchodzi. Pożegnał się. Kiedy już czekał na śmierć, ratownicy zdążyli do niego dotrzeć.
Kazimierz Latawiec z Jeleniej Góry i Belg Bosman Gebors (z prawej) wyszli z katastrofy cało, choć blisko nich zginęli ludzie Przemysław Kucharczak /Foto Gość Przeżył też Kazimierz Latawiec z Jeleniej Góry. Stał na stoisku, na którym Belgowie sprzedawali gołębie. Był ich tłumaczem. Kilka minut przed katastrofą podeszła do nich babcia z małym wnukiem. - Chciała kupić wnuczkowi gołąbka. Ale nam na koniec zostały już tylko drogie gołębie. Mówiła do mnie: „Spuść pan, spuść pan”. Pamiętam ich, bo później usłyszałem, że ona pod tym rumowiskiem się rozbierała i ubierała tego wnuczka. Nie wiem, czy przeżyli - zastanawiał się w rozmowie z nami Kazimierz.
Nie przeżyli. Byli to pani Lidia z Chorzowa-Batorego i jej wnuk Bartuś. Chłopczyk został znaleziony w kurtce babci.
Niesamowite zimno
- Pamiętam niesamowite zimno tej nocy - wspomina Henryk Przondziono, fotoreporter "Gościa". Mróz tej niedzielnej nocy sięgał minus 17 stopni. A czekający na pomoc ludzie wewnątrz hali marzli, często nie mogąc się nawet ruszyć.
- Widzieliśmy rozpacz ludzi, którzy stracili w tej katastrofie bliskich. Przebywali w takiej poczekalni; niektórzy dowiadywali się o śmierci krewnych i przyjaciół właśnie tam, jeszcze tej nocy - mówi Henryk.
Zawalona hala MTK Henryk Przondziono /Foto Gość Gdyby katastrofa zdarzyła się choćby godzinę wcześniej, ofiar byłoby wielokrotnie więcej. W sali tłoczyły się wtedy tysiące ludzi. Jednak o godzinie 17.15 targi miały się już ku końcowi. W dodatku w telewizji pokazywali konkurs skoków z udziałem Adama Małysza, więc większość zwiedzających zdążyła wyjechać. Zostało tam około tysiąca ludzi.
Ranni zostali rozwiezieni po wszystkich okolicznych szpitalach. To było szczęście w nieszczęściu, że stało się to akurat w sercu górnośląskiej aglomeracji, pełnej służb ratowniczych i szpitali.
Do katastrofy przyczyniły się poważne błędy konstrukcyjne dachu hali oraz jego niewłaściwe wykonanie. Dach był też osłabiony przez warstwę śniegu, który od spodu zamieniał się w ciężki lód.
Nasz fotoreporter był na miejscu w ten straszny wieczór oraz następnego dnia, kiedy na zawaloną halę padły promienie słońca. Odwiedził też okoliczne szpitale, w których leżeli ranni. Fotografował bliskich i przyjaciół poszkodowanych w katastrofie, którzy modlili się za nich następnego dnia w katowickiej katedrze. Mszy świętej przewodniczył tam ówczesny arcybiskup katowicki Damian Zimoń.
Zapraszamy do oglądania przejmujących zdjęć Henryka Przondziono z pamiętnych 28 i 29 stycznia 2006 roku.
Czytaj też w Gościu Gliwickim TUTAJ, Tarnowskim TUTAJ, Opolskim TUTAJ Krakowskim TUTAJ i Radomskim TUTAJ