O tym, jak to jest być czarnoskórym Polakiem, modlitwie bez słów i waleczności rodaków z Izu Ugonoh, zawodowym bokserem wagi ciężkiej, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
O czym myślisz, gdy jesteś w ringu?
- Tam nie ma czasu na myślenie. Czas na myślenie jest przed walką. Wówczas jest potrzebna także praca nad autoamatyzmem, powtarzanie tych samych ćwiczeń. Wiem, że Bóg jest ze mną w ringu. Czuję Jego obecność. I wiem, że jestem bezpieczny. Ale ja muszę wykonać swoją robotę. Człowiek ma swoją rolę do wykonania. To jest najważniejsze. Jeżeli ją wykonasz, to Bóg zrobi swoje i pobłogosławi owoc twojej pracy.
Bokserzy zawodowi zarabiają naprawdę niezłą kasę. Co zrobić, żeby z tym nie zwariować?
- Nie ma na to dobrego sposobu. Ale do dużych pieniędzy najpierw trzeba dojść. Ten etap jest jeszcze przede mną. Żeby móc o czymś takim mówić, trzeba dojść najpierw do walki o mistrzostwo świata. Trzeba walczyć z czołówką. Ciężko pracuję nad tym, żeby za chwilę tam być. Żeby być najlepszym. To mój osobisty cel. Jestem głodny sukcesu, osiągnięć, zwycięstw. Czuję, że jest mi to potrzebne, aby spełniła się moja legenda. Myślę, że zastanawianie się nad tym, jak nie zwariować z nadmiaru pieniędzy, jest bezprzedmiotowe...
Ostentacja widoczna wśród wielu z zawodowych bokserów może razić...
- Jestem daleki od jakiejkolwiek krytyki. Staram się nie osądzać innych. Skupiam się na sobie. Żeby żyć właściwie. Nie tyle w oczach ludzi, co w moich własnych oczach i w mojej relacji z Bogiem. Każdy ma swoje sumienie. Skupiam się na tym, żebym czuł progres w swoim życiu. Wiem, że wciąż mam wiele do poprawy. Nie ma co oglądać się na innych i ich oceniać.
Czujesz się związany z Gdańskiem?
- To przede wszystkim mój dom. Jestem z tym miejscem bardzo mocno związany emocjonalnie. W Las Vegas naprawdę jest cudownie. Cieszę się, że tam jestem. Początkowy okres jednak był ciężki. Wtedy tęskniłem bardzo do Gdańska, do domu, do przyjaciół. Brakowało mi też rodziny. Teraz przerwy pomiędzy moimi przyjazdami nie są już takie długie. Wracam mniej więcej raz na trzy miesiące.
Masz jakieś szczególne wspomnienia z okresu, kiedy mieszkałeś w Gdańsku?
- Przypomina mi się moment mojej Pierwszej Komunii św. Przyjmowałem ją na Żabiance w wieku 8 lat. Pamiętam, że ks. proboszcz, zwany powszechnie "Kargulem", mówił: "O, jak pięknie dzisiaj wyglądają nasze dzieci! I nawet nasz Izu dziś wygląda jak aniołek". Pomijając kolor skóry, wyróżniało mnie to, że - jako jedyny - byłem w białym garniturze. To tak, żeby był ładny kontrast (szczery śmiech). Nie chcę skupiać się jednak na jednym wspomnieniu. Będąc w Las Vegas, często w myślach spaceruję uliczkami Gdańska. Albo jadę ulicami Gdańska samochodem. Kiedy bardzo tęskniłem, w myślach przechadzałem się po Starym Mieście, Mariacką, Szeroką... To przynosiło mi ulgę i poczucie zadowolenia. Gdańsk to po prostu moje miasto. Niezależnie, gdzie będę mieszkał w przyszłości, takim pozostanie. Zawsze będzie fajnie tu wrócić.
Ostatnio spore emocje wzbudzają w społeczeństwie uchodźcy. Co o nich myślisz?
- Jeżeli ci ludzie mieliby przyjechać do Polski i chcieliby tu żyć zgodnie z istniejącym prawem, to ok. Tak, jak Polacy wyjeżdżają za granicę i ciężko pracują... Ważne są ich intencja i szacunek dla środowiska, w którym zamierzają żyć. Ja jestem w Polsce i szanuję tradycję mojego kraju i ludzi, którzy są obok mnie. Nie ma znaczenia, że jestem czarny. Chodzi o to, czy jesteśmy w stanie żyć koło siebie i sobie nie szkodzić. Mój świat i moja Polska to ja i ludzie wokół mnie, moi sąsiedzi, ktoś, od kogo kupuję rano bułki... Chcę poprawić swoje życie i życie ludzi wokół mnie. Wiemy jednak, że jakaś część ludzi wyznających islam jest agresywna. Uważają, że wszystko im się należy. Jeżeli przyjadą do Polski z takim nastawieniem, oo o czym gadamy? Polacy są narodem walecznym. To moi kumple wyjdą na ulice i będą walczyć. Nie oszukujmy się. Nikt do Polski nie może wjechać z buciorami. Polska walczyła o swoją niezależność. I to jest w sercach ludzi. Jeżeli będzie musiała walczyć znowu, to będzie walczyć.
Boksujesz, Twoja siostra Osi zwyciężyła w programie Top Model. Można powiedzieć, że jesteście bardzo utalentowani...
- To nie jest tylko wynik talentu. Osi jest bardzo zdeterminowana i pracowita. Ma bardzo fajną osobowość i głęboko zaszczepione wartości. To efekt działania naszych rodziców. Myślę, że to bardzo ważne, szczególnie w dzisiejszym świecie. Jest nie tylko piękną kobietą, ale działa tu piękno jej osobowości. Myślę, że to jest właśnie prawdziwe piękno. Super, że zdecydowała się pracować jako modelka, ale to w moim rozumieniu sprawa drugorzędna.
Utrzymujesz kontakt z rodzicami?
- Moja mama modli się za mnie cały czas. Kiedy idę na trening, kiedy wchodzę na ring... Czasem jestem zmęczony treningami. Dzwonię do mamy z Vegas, mówię, że jestem zmęczony. A ona na to: "Nie przejmuj się, jesteśmy z tobą w modlitwie". Czasem przychodzi mi do głowy: "No tak, jesteście ze mną w modlitwie, ale to ja muszę wstać o piątej, żeby biegać". Wiem, że muszę ze swojej strony zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel.
Mówisz z dużą wdzięcznością o rodzicach. Za co jesteś im najbardziej wdzięczny?
- Za to, że nie powiedzieli mi nigdy, że czegoś nie potrafię zrobić, że nie dam rady. Zawsze, kiedy podejmowałem jakąś decyzję, mówili mi: "Super, na pewno sobie poradzisz". Dawali mi zawsze pozytywną motywację i przekaz właściwych wartości. Zawsze będę im za to wdzięczny. Będę chciał to także przekazać swojemu potomstwu.
Więcej informacji o Izu Ugonoh znajdziesz na: https://web.facebook.com/iugonoh/.