Od trzech lat cieszynianka Agata Kamińska pracuje na misjach w Boliwii, w parafii San Ramon i wciąga Polaków w pomoc jej mieszkańcom. Tym razem zaprasza do akcji "Książka za książkę dla Boliwii".
- Choć od trzech lat jestem tysiące kilometrów od Polski, nie odczuwam tej odległości, nawet w Boże Narodzenie. Bo łączy mnie i moją rodzinę Ten, który znów się rodzi i dla którego nie istnieją żadne granice i odległości. Żadne. A na dodatek dostałam od Pana Boga jeszcze jeden niezwykły prezent. Przyroda wokół mnie mnie przypominała... Ziemię Świętą, więc codziennie czuję się jak w Betlejem - opowiada ciszynianka Agata Kamińska.
Świecka misjonarka pracuje w San Ramon w Boliwii.
Agata pracuje z dziećmi i młodzieżą w świetlicy parafialnej. Pomaga w pracy duszpasterskiej swojemu proboszczowi ks. Kazimierzowi Stempniowskiemu.
Ich parafia to centrum w San Ramon i 18 dzielnic, z których każda ma swoją kaplicę, a także 10 wiosek dojazdowych poza miasteczkiem.
- Także mieszkańcy mojego Betlejem bardzo przypominają pasterzy, którzy witali Jezusa leżącego w żłóbku - kontynuuje Agata. - W większości domów jest ubogo, ale każdy stara się, by w Boże Narodzenie było inaczej, świąteczniej. Najważniejsze jest samo bycie razem – w gronie dużej rodziny. W niektórych domach znajdzie się na stole obok ryżu także trochę wieprzowiny, wołowiny, a jeśli ktoś w rodzinie poluje, na przykład… mięso pancernika. Są i warzywa i to, czego w Boże Narodzenie jest tu najwięcej: pyszne owoce mango, ananasa i papai!
Kartka
Agata wspomina, że przed trzema laty z ogromną ciekawością, tuż przed świętami, obserwowała wyprawę chłopaków z księdzem Kazimierzem do buszu. Wrócili samochodem załadowanym ogromnymi liśćmi palmy, z których powstały dwie szopy. Jedna w kościele, druga na zewnątrz.
Bożonarodzeniowa dekoracja w kaplicy w Cachuela Espana
Agata Kamińska
- W pierwszej ustawiliśmy figurki Świętej Rodziny, druga stała pusta - relacjonuje Agata. - Bohaterowie weszli do niej po Pasterce. Role Józefa i Maryi zagrała nasza nastoletnia młodzież. Dzieciątkiem było jedno z nowonarodzonych dzieci. Boliwijczycy odbierają to jako zaszczyt dla rodziny.
Tej nocy młodzież wystawia też przygotowane przez siebie jasełka. Jest przy tym sporo uciechy, bo w stajence są też żywe zwierzęta. Wyróżnieni gospodarze przyprowadzają krówkę, osiołka, owcę, kozę, królika. A zwierzęta jednak nie stoją grzecznie w miejscu, więc pościg za czworonogiem to niezły kabaret. Jest dużo śmiechu i to też jest ważne we wspólnocie.
- Dla nas istotne jest jednak jeszcze coś - mówi Agata. - Na tydzień przed świętami, codziennie zapraszamy dzieci i młodzież do świetlicy parafialnej na blok zajęć katechetycznych. Poznają bohaterów nocy betlejemskiej, przygotowują figurki do szopki, uczą się śpiewać kolędy. Bardzo się cieszę, kiedy odkrywają jak bardzo kocha nas Bóg, skoro dał nam na ratunek swojego Syna - i to w takiej postaci: małego, bezbronnego dziecka.
Każdego misjonarza cieszy, kiedy widzi owoce swojej pracy. - Zaskoczyli nas kiedyś mieszkańcy jednej z wiosek - wspomina Agata. - W czasie kazania ksiądz Kazik mówił im o Janowej Ewangelii, o tym jak "Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". To niełatwy fragment. Ksiądz wyjaśnia, tłumaczy, opowiada. Po Mszy św. mieszkańcy bardzo chcieli mu pokazać dekorację, jaką przygotowali wcześniej. Figurkę Jezusa położyli na kartce z tekstem tej właśnie Ewangelii…
Królewska czekolada
Dzień Bożego Narodzenia i najbliższe dni, to dla misjonarzy czas wytężonej pracy. - W ciągu tych paru dni odwiedzamy wszystkie 28 placówek - mówi Agata. - Wszyscy czekają na Msze św., nabożeństwo, na spotkanie. W okresie świątecznym Boliwijczycy przynoszą do wszystkich kościołów malutkie figurki Dzieciątka Jezus i ustawiają je na kościelnych schodach. Ksiądz je błogosławi. To bardzo ważny dla nich symbol: wracają do domu z Jezusem, z Jego błogosławieństwem na cały rok, z tym co najważniejsze i najpiękniejsze. To Jezus daje ochronę i pokój.