Kontemplacja to rodzaj miłosnego poznania Boga i pójścia za Nim do końca.
Rok Miłosierdzia jest dla Kościoła ważnym okresem. Jako wierni mamy szansę na zgłębienie tego daru, który wypływa z ofiary Jezusa Chrystusa na krzyżu. Abp Józef Górzyński, podczas uroczystości otwarcia Bramy Miłosierdzia, mówił o możliwości uzyskania w tym okresie odpustu. Wspominał również o kontemplacji, jako drogi budowania relacji z Bogiem.
Patrząc na kontemplację z perspektywy Kościoła, nie jest ona odległym stanem, bo każdy chrześcijanin został powołany do życia kontemplacyjnego, czyli do zjednoczenia z Bogiem.
- Każdy powołany jest do życia kontemplacyjnego, na miarę swoich możliwości, swoich zobowiązań, ale też i na miarę łaski Bożej. Kontemplacja w formie mistycznej jest łaską, nie jest czymś do zdobycia wysiłkami ludzkimi, na co również zwraca uwagę św. Teresa z Avila: „Jest to dar dany. Pan Bóg daje komu chce, kiedy chce i jak chce”. Bez względu na miejsce człowieka w Kościele - mówi karmelitanka, s. Miriam od Jezusa z klasztoru w Spręcowie.
Podkreśla, że trwanie w kontemplacji to nie jest stan „świętego spokoju”. - Jezus jest wzorem osoby kontemplującej Ojca w pełni. I, jak wiemy, nie zaznał spokoju. To jest droga, która pokazuje, że oddanie siebie Ojcu w pełni, trwanie w kontemplacji Ojca, wypełnianie Jego woli, poczucie, że „żyje nie ja, ale On”, to trwanie w nieustannym zmaganiu. To konflikt z uczonymi w piśmie, faryzeuszami, a nawet Jego uczniowie Go nie rozumieli. Ostatecznie Jego życie skończyło się śmiercią. Jeśli ktoś rzeczywiście decyduje się na taką drogę życia kontemplacyjnego, musi wiedzieć, że zostanie potraktowany jak Syn - wyjaśnia karmelitanka.
I nie jest ważne, czy dochodzimy do celu przez szczyt modlitwy kontemplacyjnej czy dochodzimy prostą drogą modlitwy. Zawsze będziemy ocierać się o krzyż. To jest wiarygodność chrześcijaństwa. - W ten sposób możemy sami siebie weryfikować, czy rzeczywiście idę za Jezusem. Jeśli tak, to przejdę Drogę Krzyżową, będę krzyżowany. Jeśli nie, to może coś z tym moim chrześcijaństwem jest nie tak - wyjaśnia s. Miariam.
Matka Teresa, trochę ironizując, pisała o takiej formie życia: „Niech Pan Bóg nas broni od ogłupiającej formy pobożności”. Co miała na myśli? - Nie rodzaj modlitwy ustnej, ale mówiła o pobożności, która oderwana jest od krzyża. Dwie belki, moja, która podąża w innym kierunku niż belka Jezusa. Człowiek pozostaje ze swoją wolną wolą, ale moja wola winna zjednoczyć się z Nim, to wtedy jest wola Boża we mnie. I żyję nie ja… Choć pozostaję, ale w oddaniu się Bogu - mówi.
Nawiązuje do mistyków karmelitańskich, którzy nie mówią o akcie modlitwy, ale o stylu życia. - Czyli nie mówią o kimś, że spędził godzinę na modlitwie kontemplacyjnej, tylko mówią o osobie kontemplacyjnej. I to jest duża różnica - tłumaczy.
Karmelitańscy mistycy proponują styl życia a nie tylko rodzaj modlitwy. I ma on konkretne uwarunkowania. Jednocześnie ma też konkretne momenty weryfikacji. Jest nim moja pokora, czyli stanięcie w prawdzie przed Bogiem. A więc nie jest to wymysł, jakim chciałbym być widzianym przez Boga, ale moja pokora polegająca na tym, że pozwalam Bogu widzieć siebie jakim jestem i takim Mu się przedstawiam. Bez masek, iluzji. - To jest pierwszy moment weryfikujący - mówi s. Miriam.
Dalszym jest oderwanie od siebie, czyli gotowość na pełnienie woli Bożej, nawet jeśli jest ona dla mnie trudna. Słucham tego, co mówi do mnie Bóg, otwieram się na tę wolę i jestem gotów do pełnienia Jego woli.
I ostatni moment weryfikujący, to miłość bliźniego. Taka miłość, gdzie jestem nawet gotowy oddać za niego życie, nie tylko sprzątnąć za niego, czy zrobić zakupy. Ale oddać życie. - To trzy momenty, które weryfikują, na ile jestem na drodze do kontemplacji. I nie chodzi o to, że ja coś sobie na modlitwie wymyślę, ale chodzi o moje życie. Jaki jest styl mojego życia? Jakie są moje pragnienia? Bo kontemplacja to rodzaj miłosnego poznania Boga i pójścia za Nim do końca. To zjednoczenie mojej woli z wolą Bożą - podkreśla.